Nie
mam na nic czasu…
Kiedyś usłyszałam, że
do tego, aby życie miało sens potrzebne są trzy elementy: praca, pasja i
rodzina ( kolejność absolutnie
przypadkowa). Wówczas jakoś nie
zawracałam sobie tym głowy, choć widać coś było na rzeczy, skoro utkwiło mi to
i schowało gdzieś w zakamarkach umysłu. Dzisiaj sobie o nich przypomniałam i
odkryłam, że oto szczęśliwie posiadam wszystkie te elementy i nawet dość
proporcjonalnie rozłożyły się one w moim życiu… Tak sobie mniemałam zaspokojona
i zadowolona z siebie, gdy oto usłyszałam: że za mało zajmuję się domem, że
zbyt mało wkładam w pracę. Dowiedziałam się że, pasja jest jak zazdrosny
kochanek – albo mu się poświęcasz w całości, albo znika…
Przeżyłam szok!
Pierwsza reakcja była agresywna i skupiona przede wszystkim na odpieraniu
ataków, potem przyszły łzy, które płynęły i płynęły… a potem przyszła
refleksja…
W rzeczy samej kiepsko
wyszedł mi ten bilans. W domu „koty” latają po kątach, w zgłębieniach listew
zebrał się kurz, świat spoza okien jest nieco poszarzały i niewyraźny (ale, nie
daj Bóg, słońca, bo ono wszystko zdemaskuje). W torbie mną i gną się sterty kartkówek,
rozprawek i innych prac. Synowie – albo dzwonią, albo stoją i pytają, czy
„teraz mam czas?”. Wzruszam usprawiedliwiająco ramionami i patrzę ze
spojrzeniem: „nie teraz”.
Przyjaciółka nie
dzwoni… pewnie wie, że jestem „zakopana” i nie chce dokładać… A ja siedzę przy
komputerze i, od nie wiem kiedy, wpatruję się w moją kolejną powieść „Matka i
córka” i … tylko wpatruję się, bo nie mam czasu, by przeczytać te kilkanaście
stron i poprowadzić to dalej...
Nie byłam u Taty, nie
byłam u mamy, bo nie mam czasu. Nie poszłam na spacer, bo szkoda czasu. Co się
dzieje z moim czasem?! Jestem coraz bardziej w sobie…
Może to
najnormalniejsze lenistwo, a może czas mi się kurczy… Sprawdzam zegarki, by
zobaczyć, że wokół wszystko jest jak było. I chyba we mnie coś się zmienia…
Jutro siądę z piórem w
reku i ustalę nowy plan… Życiowy remanent. Idzie wiosna! Wiosna idzie! Czas
wyjść!
***
codziennie
porządkuję świat
wyznaczam
koniec rzeczom martwym
odkurzam
te które jeszcze się nadają
naprawiam
to co jeszcze się przyda
codziennie dokonuję ewidencji
przeprowadzam
remanenty
robię
bilans
-winien
i ma
codziennie
odkrywam debet
na
rachunku mojego być
i
nie mam jak uzupełnić braków
albo
zabraknie sił
albo
pomysłu
albo
okazuje się
że
rachunek trzeba już zamknąć
więc
czekam na monit
-kara
i odsetki
za
życie niedopełnione
***
( do Herberta pierwszy raz)
nie,
panie Herbercie,
mój
Cogito to nie jest ten sam
którego
mi przedstawiono
to
Don Kichote
na
dwóch prawych nogach
co
nigdy nie był sobą
to
nie podróżnik
co
zjadł wszystkie rozumy
i
umie odróżniać dobro i zło
mojemu
świat stoi na głowie
***
czas
otrzymał skrzydła
i
odleciał
zawieszona
w dziwnym teraz
nie
umiem nazwać tego, co było
słońce-jak
słońce
było
narodziło
się z czasem
albo
w czasie
przestrzeń
ograniczona
poza
nią nie ma nic
rozszczepiona
w rzeczywistości
jestem
materią nieciągłą
zdolną
być wszędzie i nigdzie
jestem
cieniem idealnego bytu
z
którym nigdy nie będę stanowić
idealnej
jedności
I oczywiście dotrwałym do końca dedykuję;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz