Tegoroczny
Nobel zaskoczył wielu. Jedni nie kryli zdumienia: że niby kto, że niby za co,
że niby co to w ogóle ma być? Literacka nagroda dla piosenkarza? Daleko zresztą
niewspółczesnego. Kto zacz ów Dylan? On jeszcze żyje? Dylan? Bob czy Thomas.?
Bo ten drugi – i owszem: na Freudzie się wzorował, mistyczny był… inspiracją
był dla śpiewaka żydowskiego Roberta Zimmermana. Ale Bob? Ukraińsko – żydowsko
– litewski „konglomerat”. Zlepek. Odszczepieniec. Odsądzony od czci i wiary
przez żydów, z pewną dozą nieufności przyjęty przez chrześcijan. Trochę – legenda, trochę – anachronik, trochę psychodeliczny
rockman. W końcu lat pięćdziesiątych wyjechał z rodzinnego Hibbing i niebawem znalazł się w NY w centrum
artystycznego świata dzielnicy Greenwich Village. To tam zetknął się z muzykami
nie do końca wpisującymi się w meinstream tamtejszych artystów, pozostając pod
silnym wpływem jednego z nich – Woddiego
Guthry, któremu nieobca była sprawa społeczna, dla której tenże Guthry
znajdował surową formę songów wywodzącą się wprost z pieśni kowbojskich. Sam Dylan
pośpiewywał sobie folkowe kawałki w pubach i barach Greenwich Villlage.
Pierwszy napisany utwór powstał jako
wyraz lęku obudzonego przez rosnącą społeczną psychozę związaną z wybuchem
atomowym. Była to piosenka „Let me die in
my footsteps”. Potem już poszło! Pierwsze
kontrakty z wywtórniami, albumy, za którymi posypały się sukcesy. Dylan
opowiadał w swoich piosenkach o problemach społecznych, o polityce, zyskując
poparcie struktur lewicowych i walczących o faktyczne równouprawnienie dla
czarnoskórych Amerykanów, śpiewał o ciężkiej wyrobniczej pracy, o legendarnych
bohaterach Ameryki…Mniejsza o to! Zapewne niejedną biografię Dylana już
popełniono. Dość wspomnieć, że Bob Dylan przez lwią część życia uciekał przed zaszufladkowaniem
go, manewrując między stylami, formami, nie poddawał się, wciąż niestrudzenie
obalał narastające mity. One jednak nie dawały się unicestwić… Bob Dylan –
chciał nie chciał – stał się legendą. Czy potrafiłabym zanucić wiele jego
piosenek, czy umiałabym je umocować w czasie…? Zapewne nie, kilka zaledwie, ale
przecież czy podobałoby to się Dylanowi, czy nie, został dla mnie głosem,
sumieniem pokolenia, amerykańskim bardem wymykającym się jakiejkolwiek
syntetyzacji, poetą, którego ja- prosta dziewucha – odczytuję wprost. I mimo, że wielu rzuca kalumnie
tak na Boba Dylana, jak i na członków
szwedzkiej akademii – choćby Kurt
Vonnegut, który powiedział, że Bob Dylan,
jest najgorszym żyjącym poetą. Być może jest w stanie stworzyć jeden dobry wers
w utworze, ale pozostałe wersy to bełkot
– ja natomiast jestem „za”. Nobel dla Dylana!
Ej!
Lata przeszłe, życie minione! Śpiewało się w za czasów świetlanej młodości Boba
Dylana. Któż nie śpiewał w uniesieniu w harcerstwie, na biwakach, na studiach Przez ile dróg może przejść każdy z nas, któż
nie kolebał się w sennym, transowym
rytmie przy Knockin' on Heaven's Door. ( Nieważne
w wykonaniu samego Boba czy Guns N׳Roses) być może nie
do końca rozumiejąc ów pacyfistyczny
podtekst. Bob Dylan był, ba! jest nadal dla mnie „znakiem czasów”. Nie
bardzo potrafiłam/potrafię skonkretyzować ów znak, ale podskórnie miałam/mam
wrażenie, że w dzieje się coś ważnego, co nie pozostawi po sobie jałowej
pustki, co będzie ważne, i będzie wracać
nieważne, czy niekiedy mniej lub bardziej odczuwalne.
Tak więc ja – na przekór wielu adwersarzom,
puchnącym z niezadowolenia na okoliczność tegorocznego werdyktu Akademii – może
i nieświadoma cokolwiek stanu rzeczy, – cieszę z tego swoistego powrotu do „zwyczajności”…
Była
Nagroda Nobla dla antypatycznej, kontrowersyjnej Jelinek, którą Watykan
okrzyknął, nihilistyczną
neurotyczką, Marcel Reich – Ranicki, niemiecki krytyk literacki polsko-
żydowskiego pochodzenia, który w kręgu znawców
literatury zyskał miano „papieża literatury” miał jakoby rzec, że Jelinek jest wspaniałą
kobietą, ale „dobrej książki jeszcze nie napisała”. Gazety rozpisywały się, że
„atramentem w piórze Jelinek była nienawiść do mężczyzn, atramentem współczesnych kobiet jest radość
życia. Niech pani weźmie swoją nagrodę i wyda ją na terapeutów- wtedy będzie
szczęśliwa”, Joerg Haider –
nacjonalista, wykrzykiwał, że Jelinek jest dla niego „ptakiem kalającym własne
gniazdo, któremu społeczeństwo płaci za to jeszcze wysokie gaże”. I co z tego?!7
października 2004 o 12.30 Akademia podała lakoniczną informację: literacka
Nagroda Nobla dla Elfriede Jelinek za „demaskowanie absurdalności stereotypów w
powieściach i dramatach”
Był
nieco wcześniej – w 1997 roku
Dario Fo, którego wyróżniono Literacką Nagrodą Nobla za to, że „rywalizuje z
błaznami średniowiecznymi w krytykowaniu władzy oraz popieraniu godności
uciskanych’’. I też nie wszystkim ten wybór się podobał: "Decyzja Akademii
ośmiesza tę instytucję, ale pośrednio także poprzednich laureatów" –
skomentował wtedy Gustaw Herling-Grudziński, a Czesław Miłosz miał
powiedzieć, że Fo "nie znosi". No, cóż wola pana, panie Miłosz! Nota
bene. Dario Fo zmarł 13 października 2016 roku, czyli w dniu ogłoszenia Nagrody
Nobla dla Dylana. Umarł król! Niech żyje król!
Herta Müller to jedna z najwybitniejszych współczesnych
pisarek niemieckich. Urodziła się w niemieckiej wsi w rumuńskim Banacie.
Dzieciństwo i młodość spędziła więc w kraju komunistycznej dyktatury. Tam
rozpoczęła się jej kariera literacka, którą szybko przerwał zakaz publikacji
jej książek. Prześladowana przez władze, wyemigrowała do Niemiec, gdzie
rozpoczęła ożywioną działalność literacką. Pisze powieści, opowiadania, eseje.
Najczęściej wraca w nich do swego życia w Rumunii, przeżycia osobiste traktując
jako punkt wyjścia do opowieści o sprawach uniwersalnych. Jest laureatką wielu
prestiżowych nagród, w tym Nagrody Nobla. Noblistka od mrocznych spraw. Akademia Noblowska napisała w
uzasadnieniu, że wyróżnia Müller jako autorkę, "która łącząc intensywność
poezji i szczerość prozy, przedstawia świat wykorzenionych"
Była Alice Munro – zwracano uwagę na kameralność jej prozy,
na zwyczajność, może nawet szarość. Snująca opowieści z pozycji zwyczajnego
człowieka. Nic szczególnego, samo życie.
I chociaż zżymała się, gdy krytycy rozpisywali się, że „nikt tak jak ona
nie potrafi dostrzec niezwykłości życia zwykłych ludzi” mówiąc: „ Nie rozumiem
pojęcia zwykli ludzie. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi”, to nie ulega wątpliwości,
że Munro nie wywróciła literackiego świata do góry nogami.
Wreszcie był Modiano – melancholijny, znany ledwie we
Francji, na literackiej arenie świata właściwie w ogóle nierozpoznawalny, pozwalający
całkiem zanurzyć się w klimacie Paryża – spowitego mgłą, przedwieczornego,
tajemniczego, który niesie opowieści na pozór zwykłe, a jednak szalenie
niezwykłe, piszącego prostym, oszczędnym stylem krótkie powieści, dalekie od
epickiego rozmachu.
Ano… Wiele by pisać i wymieniać…
No może
ubiegłoroczna Nagroda Nobla dla białoruskiej
Świetłany Aleksiejewiczowej nie budziła kontrowersji, nie elektryzowała
oryginalnością wyboru. Dość przykładnie wpisywała się w noblowską ideę. Prawdziwa,
uniwersalna, aktualna, budząca sumienia, żywiąca się trudnymi sprawami na
Wschodzie, oscylująca wokół sytuacji kobiet w obliczu konfliktu…. Została
doceniona „za polifoniczny pomnik dla cierpienia i odwagi w naszych czasach”.
Mniejsza-większa…Jakoś
owe nominacje zostały przyjęte, choć w zasadzie wiadomo, że zawsze ktoś inny
był faworytem, na kogoś innego stawiano.
W tej edycji: Roth, Murakami, a nawet bywało, że nasza Tokarczuk była
wymieniana. Tu jednak Szwedzka Akademia pozostawała konsekwentnie szczelna, nie
zdradziła się z niczym, podjęła decyzje niezależne, zgodnie z przyjętymi kryteriami… i tyle!
I
dlatego jest! Szok! Zaskoczenie! I taki Bob Dylan! Muzyk czy poeta!?
„Bob
Dylan w znaczący sposób wpłynął na całą kulturę amerykańską i najważniejszych
twórców muzyki popularnej. Wyprzedza o wiele długości wszystkich tekściarzy i
poetów, mógłby być dla nich wzorem – powiedział PAP Muniek Staszczyk –
Wcześniej Beatlesi śpiewali tylko rzeczy pokroju She loves you – dodał muzyk.
Głowę
dałabym sobie uciąć, że gdyby podać współczesnym poetessom, poetom tekst Dylana, ledwie by
okiem rzucili, wydając zaraz potem sąd: Banał, dosłowność, doczesność. I
ozwałyby się głosy trąb, że przecie nie o to chodzi w literaturze, by tkwić w
miejscu, by przetwarzać wtórnie, by stać w miejscu. Wszak wszystkim wiadomo, że
kto stoi w miejscu, ten się cofa, więc skąd ten pomysł! Bob Dylan! Kto zacz?
Jakie ma literackie kompetencje? W jakim miejscu znajduje się ze swoimi
„tekścikami” o prostej konstrukcji , jasnej wymowie, prostych konotacjach w
zestawieniu z poetami uprawiającymi
wielką, współczesną poezję, z tymi, którzy za prawdę pojmują fakt jakoby poezja,
która wciąż potrzebuje zadziwienia – im bardziej skomplikowana, im metaforyka
bardziej odległa, tym lepsza, tym jako
jedyna ma rację bytu! A do tego
jeszcze należy dodać poszukiwania oryginalnej formy! I tu już nawet nie
wystarczą li tylko kaligramy, tu do głosu dochodzą coraz oryginalniejsze
pomysły. Chociażby poezja konkretna, która sięgając do letryzmu, czerpiąc z
niego, z jego doświadczeń związanych ze znakiem w letrycznych obrazach,
tekstach, filmie, wizualnej poezji Wschodu staje się coraz mniej poetycka. ( Wiersze Ho
Szi Mina). Coraz częściej – takie moje wrażenie –śladem letryzmu, nawiązań do
dadaizmu, słowu – tworzywu, dzięki któremu poezja jest tym czym jest – odbiera
się jego prymarną funkcję, zastępując je brzmieniem, obrazem ułożonym z liter –
czystych znaków graficznych, które jako takie same w sobie niewiele przekazują.
Może
to i ciekawe, na pewno odkrywcze, ale gdzie w tym wszystkim pole dla tych, którzy
w poezji poszukują pewnego odbicia siebie, świata, refleksji, uczuć, doznać, przeżyć…
Bo dla mnie w poezji to ważne. Bo dla
mnie w poezji winno się stawiać ów podmiot mówiący naprzeciw owego „podmiotu
odbiorczego”. ( I chyba nawet ten drugi jest bardziej istotny.) Konsytuacja, w
której zaistniał pretekst do poetyzowania, nawet jeśli dotyczy tylko podmiotu
lirycznego, czy niepersonalnie autora poezji, powinna być odczytywana –
oczywiście mniej lub bardziej ksobnie, mniej lub bardziej zbliżona do zamysłu
twórczego. Ale, na boga żywego! nie może być zupełnie nieodczytywalna. Bo gdzie
wówczas owa rola poezji, która o tyle mam sens, o ile znajdzie odbiorcę. Poezja
sama dla siebie jako sztuka dla sztuki przestała być, bo zwyczajnie skurczyła
się przestrzeń, na której mogła funkcjonować jako tekst kultury. Wskrzeszanie umarłych
idei na nic się nie zda.
Mam
nieodparte (kolejne zresztą) wrażenie, że prześciganie się w udziwnianiu języka
poetyckiego, w odrealnianiu poszczególnych znaczeń konkretnych, leksemów,
totalna desemantyzacja prowadzą donikąd. A z drugiej strony nikt nie
ma odwagi krzyknąć: Król jest nagi! Lepiej, bezpieczniej dla swojego emploi,
dla owego poczucia bycia traktowanym jak oryginalny poeta, otwarty na nowe
formy wyrazu lub jako oryginalny odbiorca otwarty na nowe formy wyrazu siedzieć
cicho albo piać peany pochwalne. I co z tego, że król nagi! Jego nagość, jego
wstyd! A mnie tam – prafrazujac Wieszcza
„niech na całym świecie wojna…” ja swoje wiem i Słowacki wielkim poetą był, ale
się przebrzmiał. I co z tego, że znany i zrozumiały. Anachroniczny jest i basta!
A taki Słowacki z Mickiwiczem i z Norwidem i Herbertem nawet - to jak kocha, to mówi, że kocha, jak walczy, to pisze, że walczy…Bez owijania
w bawełnę, ( chociaż Norwid i Herbert trochę jednak przecież owijają)
A
tu proszę bardzo! Nagroda Literacka dla Boba Dylan Szok! Zaskoczenie! Taki Bob
Dylan! Muzyk czy poeta!? Ze swoimi oczywistościami, bez konfabulacji, bez
odległych metafor, jakiejś konceptualizacji nie do ogarnięcia…. Nobel! „Przez ile
dróg musi przejść każdy z nas, by móc człowiekiem się stać… Pytanie tyle
banalne, co ważne”.
Albo to:
„Cóż mogę rzec, me człowieczeństwo odchodzi
precz /Z
każdym pięknem w parze idzie również bolesna rzecz (Well, I’ve been to London
and I’ve been to gay Paree/I’ve followed the river and I got to the sea).
Proste? Proste!
Uwielbiam
interpretacje. Szczególnie te, gdzie w niczym znajduje się coś. I to nie byle jakie coś. Oprawione w słowo,
tak wybrzmiałe, tak mądre, że strach
zakwestionować. Bo co znowu, trzeba by krzyknąć, że król jest nagi. Ale
jeśli miał taki być, taka jego maniera?
A może to wcale nie jest odkrywcze…
I cóż tak czy siak stało się: Amerykanin Bob Dylan został laureatem tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za "tworzenie nowych form poetyckiej ekspresji w ramach wielkiej tradycji amerykańskiej pieśni" - ogłosiła w pewien pażdziernikowy czwartek Akademia Szwedzka.
Shadows are falling
and I’ve been here all day
It’s too hot to
sleep, time is running away
Feel like my soul
has turned into steel
I’ve still got the
scars that the sun didn’t heal
There’s not even
room enough to be anywhere
It’s not dark yet,
but it’s getting there
Well, my sense of humanity has gone down the drain
Behind every
beautiful thing there’s been some kind of pain
She wrote me a
letter and she wrote it so kind
She put down in
writing what was in her mind
I just don’t see why
I should even care
It’s not dark yet,
but it’s getting there
Well, I’ve been to London and I’ve been to gay Paree
I’ve followed the
river and I got to the sea
I’ve been down on
the bottom of a world full of lies
I ain’t looking for
nothing in anyone’s eyes
Sometimes my burden
seems more than I can bear
It’s not dark yet,
but it’s getting there
I was born here and I’ll die here against my will
I know it looks
like I’m moving, but I’m standing still
Every nerve in my
body is so vacant and numb
I can’t even
remember what it was I came here to get away from
Don’t even hear a
murmur of a prayer
It’s not dark yet,
but it’s getting there
( I jakieś wolne tłumaczenie J)
Cienie się kładą, mija kolejny dzień
By spać za gorąco, czas umyka mi
Czuję jak serce zmienia się w głaz
Wciąż mam te rany, których nie zabliźnia czas
Nie, nie ma miejsca gdzie bym stąd sobie pierzchł
I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch
Cóż mogę rzec, me człowieczeństwo odchodzi precz
Z każdym pięknem w parze idzie również bolesna rzecz
Wysłała do mnie bardzo długi, uprzejmy list
Wyłożyła w nim, że to już koniec jest
A teraz nawet nie wiem czym przejąłem się
I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch
Cóż, byłem tu, zaszedłem też i tam
Niosły mnie rzeki do morza bram
Robiłem rzeczy, które wzbudzają wciąż wstyd
Już nie szukam niczego w niczyich łzach
Kiedy brzemię przygniata trudno je znieść
I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch
Urodziłem się i umrę, to normalna rzecz
Czasem przecież coś robię lecz nie dzieje się nic
Każdy mój nerw obolały, tak odrętwiały jest
Nie pamiętam nawet od czego i przed czym uciekam wciąż
Nawet nie słyszę słów modlitwy twej
I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz