poniedziałek, 31 października 2016

O Bobie Dylanie, Nagrodzie Nobla, o poezji ogólnie i w ogóle….



Tegoroczny Nobel zaskoczył wielu. Jedni nie kryli zdumienia: że niby kto, że niby za co, że niby co to w ogóle ma być? Literacka nagroda dla piosenkarza? Daleko zresztą niewspółczesnego. Kto zacz ów Dylan? On jeszcze żyje? Dylan? Bob czy Thomas.? Bo ten drugi – i owszem: na Freudzie się wzorował, mistyczny był… inspiracją był dla śpiewaka żydowskiego Roberta Zimmermana. Ale Bob? Ukraińsko – żydowsko – litewski „konglomerat”. Zlepek. Odszczepieniec. Odsądzony od czci i wiary przez żydów, z pewną dozą nieufności przyjęty przez chrześcijan. Trochę – legenda, trochę – anachronik, trochę psychodeliczny rockman. W końcu lat pięćdziesiątych wyjechał z rodzinnego Hibbing  i niebawem znalazł się w NY w centrum artystycznego świata dzielnicy Greenwich Village. To tam zetknął się z muzykami nie do końca wpisującymi się w meinstream tamtejszych artystów, pozostając pod silnym wpływem  jednego z nich – Woddiego Guthry, któremu nieobca była sprawa społeczna, dla której tenże Guthry znajdował surową formę songów wywodzącą się wprost z pieśni kowbojskich. Sam Dylan pośpiewywał sobie folkowe kawałki w pubach i barach Greenwich Villlage. Pierwszy napisany utwór  powstał jako wyraz lęku obudzonego przez rosnącą społeczną psychozę związaną z wybuchem atomowym. Była to piosenka „Let me die in my footsteps”.  Potem już poszło! Pierwsze kontrakty z wywtórniami, albumy, za którymi posypały się sukcesy. Dylan opowiadał w swoich piosenkach o problemach społecznych, o polityce, zyskując poparcie struktur lewicowych i walczących o faktyczne równouprawnienie dla czarnoskórych Amerykanów, śpiewał o ciężkiej wyrobniczej pracy, o legendarnych bohaterach Ameryki…Mniejsza o to! Zapewne niejedną biografię Dylana już popełniono. Dość wspomnieć, że Bob Dylan przez lwią część życia uciekał przed zaszufladkowaniem go, manewrując między stylami, formami, nie poddawał się, wciąż niestrudzenie obalał narastające mity. One jednak nie dawały się unicestwić… Bob Dylan – chciał nie chciał – stał się legendą. Czy potrafiłabym zanucić wiele jego piosenek, czy umiałabym je umocować w czasie…? Zapewne nie, kilka zaledwie, ale przecież czy podobałoby to się Dylanowi, czy nie, został dla mnie głosem, sumieniem pokolenia, amerykańskim bardem wymykającym się jakiejkolwiek syntetyzacji, poetą, którego ja- prosta dziewucha – odczytuję  wprost. I mimo, że wielu rzuca kalumnie tak  na Boba Dylana, jak i na członków szwedzkiej akademii – choćby  Kurt Vonnegut, który powiedział, że Bob Dylan, jest najgorszym żyjącym poetą. Być może jest w stanie stworzyć jeden dobry wers w utworze, ale pozostałe wersy to bełkot  – ja natomiast jestem „za”. Nobel dla Dylana!
Ej! Lata przeszłe, życie minione! Śpiewało się w za czasów świetlanej młodości Boba Dylana. Któż nie śpiewał w uniesieniu w harcerstwie, na biwakach, na studiach Przez ile dróg może przejść każdy z nas, któż  nie kolebał się w sennym, transowym rytmie przy Knockin' on Heaven's Door. ( Nieważne w wykonaniu samego Boba czy Guns N׳Roses) być może nie do końca rozumiejąc ów pacyfistyczny  podtekst. Bob Dylan był, ba! jest nadal dla mnie „znakiem czasów”. Nie bardzo potrafiłam/potrafię skonkretyzować ów znak, ale podskórnie miałam/mam wrażenie, że w dzieje się coś ważnego, co nie pozostawi po sobie jałowej pustki, co będzie ważne, i będzie wracać  nieważne, czy niekiedy mniej lub bardziej odczuwalne.
Tak więc ja – na przekór wielu adwersarzom, puchnącym z niezadowolenia na okoliczność tegorocznego werdyktu Akademii – może i nieświadoma cokolwiek stanu rzeczy, – cieszę  z tego swoistego powrotu do „zwyczajności”…
Była Nagroda Nobla dla antypatycznej, kontrowersyjnej Jelinek, którą Watykan okrzyknął, nihilistyczną neurotyczką, Marcel Reich – Ranicki, niemiecki krytyk literacki polsko- żydowskiego pochodzenia, który w kręgu znawców literatury zyskał miano „papieża literatury”  miał jakoby rzec, że Jelinek jest wspaniałą kobietą, ale „dobrej książki jeszcze nie napisała”. Gazety rozpisywały się, że „atramentem w piórze Jelinek była nienawiść do mężczyzn,  atramentem współczesnych kobiet jest radość życia. Niech pani weźmie swoją nagrodę i wyda ją na terapeutów- wtedy będzie szczęśliwa”, Joerg  Haider – nacjonalista, wykrzykiwał, że Jelinek jest dla niego „ptakiem kalającym własne gniazdo, któremu społeczeństwo płaci za to jeszcze wysokie gaże”. I co z tego?!7 października 2004 o 12.30 Akademia podała lakoniczną informację: literacka Nagroda Nobla dla Elfriede Jelinek za „demaskowanie absurdalności stereotypów w powieściach i dramatach”
Był  nieco wcześniej – w 1997 roku Dario Fo, którego wyróżniono Literacką Nagrodą Nobla za to, że „rywalizuje z błaznami średniowiecznymi w krytykowaniu władzy oraz popieraniu godności uciskanych’’. I też nie wszystkim ten wybór się podobał: "Decyzja Akademii ośmiesza tę instytucję, ale pośrednio także poprzednich laureatów" – skomentował wtedy Gustaw Herling-Grudziński, a Czesław Miłosz miał powiedzieć, że Fo "nie znosi". No, cóż wola pana, panie Miłosz! Nota bene. Dario Fo zmarł 13 października 2016 roku, czyli w dniu ogłoszenia Nagrody Nobla dla Dylana. Umarł król! Niech żyje król!
Herta Müller to jedna z najwybitniejszych współczesnych pisarek niemieckich. Urodziła się w niemieckiej wsi w rumuńskim Banacie. Dzieciństwo i młodość spędziła więc w kraju komunistycznej dyktatury. Tam rozpoczęła się jej kariera literacka, którą szybko przerwał zakaz publikacji jej książek. Prześladowana przez władze, wyemigrowała do Niemiec, gdzie rozpoczęła ożywioną działalność literacką. Pisze powieści, opowiadania, eseje. Najczęściej wraca w nich do swego życia w Rumunii, przeżycia osobiste traktując jako punkt wyjścia do opowieści o sprawach uniwersalnych. Jest laureatką wielu prestiżowych nagród, w tym Nagrody Nobla. Noblistka od mrocznych spraw. Akademia Noblowska napisała w uzasadnieniu, że wyróżnia Müller jako autorkę, "która łącząc intensywność poezji i szczerość prozy, przedstawia świat wykorzenionych"
Była Alice Munro – zwracano uwagę na kameralność jej prozy, na zwyczajność, może nawet szarość. Snująca opowieści z pozycji zwyczajnego człowieka. Nic szczególnego, samo życie.  I chociaż zżymała się, gdy krytycy rozpisywali się, że „nikt tak jak ona nie potrafi dostrzec niezwykłości życia zwykłych ludzi” mówiąc: „ Nie rozumiem pojęcia zwykli ludzie. Wszyscy jesteśmy wyjątkowi”, to nie ulega wątpliwości, że Munro nie wywróciła literackiego świata do góry nogami.
Wreszcie był Modiano – melancholijny, znany ledwie we Francji, na literackiej arenie świata właściwie w ogóle nierozpoznawalny, pozwalający całkiem zanurzyć się w klimacie Paryża – spowitego mgłą, przedwieczornego, tajemniczego, który niesie opowieści na pozór zwykłe, a jednak szalenie niezwykłe, piszącego prostym, oszczędnym stylem krótkie powieści, dalekie od epickiego rozmachu.
Ano… Wiele by pisać i wymieniać…
No może ubiegłoroczna Nagroda Nobla  dla białoruskiej Świetłany Aleksiejewiczowej nie budziła kontrowersji, nie elektryzowała oryginalnością wyboru. Dość przykładnie wpisywała się w noblowską ideę. Prawdziwa, uniwersalna, aktualna, budząca sumienia, żywiąca się trudnymi sprawami na Wschodzie, oscylująca wokół sytuacji kobiet w obliczu konfliktu….  Została doceniona „za polifoniczny pomnik dla cierpienia i odwagi w naszych czasach”.
Mniejsza-większa…Jakoś owe nominacje zostały przyjęte, choć w zasadzie wiadomo, że zawsze ktoś inny był faworytem, na kogoś innego stawiano.  W tej edycji: Roth, Murakami, a nawet bywało, że nasza Tokarczuk była wymieniana. Tu jednak Szwedzka Akademia pozostawała konsekwentnie szczelna, nie zdradziła się z niczym, podjęła decyzje niezależne, zgodnie z  przyjętymi kryteriami… i tyle!
I dlatego jest! Szok! Zaskoczenie! I taki Bob Dylan! Muzyk czy poeta!?
 „Bob Dylan w znaczący sposób wpłynął na całą kulturę amerykańską i najważniejszych twórców muzyki popularnej. Wyprzedza o wiele długości wszystkich tekściarzy i poetów, mógłby być dla nich wzorem – powiedział PAP Muniek Staszczyk – Wcześniej Beatlesi śpiewali tylko rzeczy pokroju She loves you – dodał  muzyk.
Głowę dałabym sobie uciąć, że gdyby podać współczesnym  poetessom, poetom tekst Dylana, ledwie by okiem rzucili, wydając zaraz potem sąd: Banał, dosłowność, doczesność. I ozwałyby się głosy trąb, że przecie nie o to chodzi w literaturze, by tkwić w miejscu, by przetwarzać wtórnie, by stać w miejscu. Wszak wszystkim wiadomo, że kto stoi w miejscu, ten się cofa, więc skąd ten pomysł! Bob Dylan! Kto zacz? Jakie ma literackie kompetencje? W jakim miejscu znajduje się ze swoimi „tekścikami” o prostej konstrukcji , jasnej wymowie, prostych konotacjach w zestawieniu z  poetami uprawiającymi wielką, współczesną poezję, z tymi, którzy za prawdę pojmują fakt jakoby poezja, która wciąż potrzebuje zadziwienia – im bardziej skomplikowana, im metaforyka bardziej odległa, tym lepsza, tym jako  jedyna ma rację bytu!  A do tego jeszcze należy dodać poszukiwania oryginalnej formy! I tu już nawet nie wystarczą li tylko kaligramy, tu do głosu dochodzą coraz oryginalniejsze pomysły. Chociażby poezja konkretna, która sięgając do letryzmu, czerpiąc z niego, z jego doświadczeń związanych ze znakiem w letrycznych obrazach, tekstach, filmie,  wizualnej  poezji Wschodu  staje się coraz mniej poetycka. ( Wiersze Ho Szi Mina). Coraz częściej – takie moje wrażenie –śladem letryzmu, nawiązań do dadaizmu, słowu – tworzywu, dzięki któremu poezja jest tym czym jest – odbiera się jego prymarną funkcję, zastępując je brzmieniem, obrazem ułożonym z liter – czystych znaków graficznych, które jako takie same w sobie niewiele przekazują.
Może to i ciekawe, na pewno odkrywcze, ale gdzie w tym wszystkim pole dla tych, którzy w poezji poszukują pewnego odbicia siebie, świata, refleksji, uczuć, doznać, przeżyć…
Bo dla mnie w poezji to ważne. Bo dla mnie w poezji winno się stawiać ów podmiot mówiący naprzeciw owego „podmiotu odbiorczego”. ( I chyba nawet ten drugi jest bardziej istotny.) Konsytuacja, w której zaistniał pretekst do poetyzowania, nawet jeśli dotyczy tylko podmiotu lirycznego, czy niepersonalnie autora poezji, powinna być odczytywana – oczywiście mniej lub bardziej ksobnie, mniej lub bardziej zbliżona do zamysłu twórczego. Ale, na boga żywego! nie może być zupełnie nieodczytywalna. Bo gdzie wówczas owa rola poezji, która o tyle mam sens, o ile znajdzie odbiorcę. Poezja sama dla siebie jako sztuka dla sztuki przestała być, bo zwyczajnie skurczyła się przestrzeń, na której mogła funkcjonować jako tekst kultury. Wskrzeszanie umarłych idei na nic się nie zda.
Mam nieodparte (kolejne zresztą) wrażenie, że prześciganie się w udziwnianiu języka poetyckiego, w odrealnianiu poszczególnych znaczeń konkretnych, leksemów, totalna  desemantyzacja  prowadzą donikąd. A z drugiej strony nikt nie ma odwagi krzyknąć: Król jest nagi! Lepiej, bezpieczniej dla swojego emploi, dla owego poczucia bycia traktowanym jak oryginalny poeta, otwarty na nowe formy wyrazu lub jako oryginalny odbiorca otwarty na nowe formy wyrazu siedzieć cicho albo piać peany pochwalne. I co z tego, że król nagi! Jego nagość, jego wstyd! A mnie tam – prafrazujac  Wieszcza „niech na całym świecie wojna…” ja swoje wiem i Słowacki wielkim poetą był, ale się przebrzmiał. I co z tego, że znany i zrozumiały. Anachroniczny jest i basta!
A taki Słowacki z Mickiwiczem i z Norwidem i Herbertem nawet -  to jak kocha, to mówi, że kocha, jak walczy, to pisze, że walczy…Bez owijania w bawełnę, ( chociaż Norwid i Herbert trochę jednak przecież owijają)
A tu proszę bardzo! Nagroda Literacka dla Boba Dylan Szok! Zaskoczenie! Taki Bob Dylan! Muzyk czy poeta!? Ze swoimi oczywistościami, bez konfabulacji, bez odległych metafor, jakiejś konceptualizacji nie do ogarnięcia…. Nobel! „Przez ile dróg musi przejść każdy z nas, by móc człowiekiem się stać… Pytanie tyle banalne, co ważne”.
Albo to:
 „Cóż mogę rzec, me człowieczeństwo odchodzi precz /Z każdym pięknem w parze idzie również bolesna rzecz (Well, I’ve been to London and I’ve been to gay Paree/I’ve followed the river and I got to the sea).
Proste? Proste!
Uwielbiam interpretacje. Szczególnie te, gdzie w niczym znajduje się coś.  I to nie byle jakie coś. Oprawione w słowo, tak wybrzmiałe, tak mądre, że strach  zakwestionować. Bo co znowu, trzeba by krzyknąć, że król jest nagi. Ale jeśli miał taki być, taka jego maniera?  A może to wcale nie jest odkrywcze…

I cóż tak czy siak stało się:
Amerykanin Bob Dylan został laureatem tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za "tworzenie nowych form poetyckiej ekspresji w ramach wielkiej tradycji amerykańskiej pieśni" - ogłosiła w pewien pażdziernikowy czwartek Akademia Szwedzka.

Shadows are falling and I’ve been here all day
It’s too hot to sleep, time is running away
Feel like my soul has turned into steel
I’ve still got the scars that the sun didn’t heal
There’s not even room enough to be anywhere
It’s not dark yet, but it’s getting there

Well, my sense of humanity has gone down the drain
Behind every beautiful thing there’s been some kind of pain
She wrote me a letter and she wrote it so kind
She put down in writing what was in her mind
I just don’t see why I should even care
It’s not dark yet, but it’s getting there

Well, I’ve been to London and I’ve been to gay Paree
I’ve followed the river and I got to the sea
I’ve been down on the bottom of a world full of lies
I ain’t looking for nothing in anyone’s eyes
Sometimes my burden seems more than I can bear
It’s not dark yet, but it’s getting there

I was born here and I’ll die here against my will
I know it looks like I’m moving, but I’m standing still
Every nerve in my body is so vacant and numb
I can’t even remember what it was I came here to get away from
Don’t even hear a murmur of a prayer
It’s not dark yet, but it’s getting there

  ( I jakieś wolne tłumaczenie J)

Cienie się kładą, mija kolejny dzień
By spać za gorąco, czas umyka mi
Czuję jak serce zmienia się w głaz
Wciąż mam te rany, których nie zabliźnia czas 
Nie, nie ma miejsca gdzie bym stąd sobie pierzchł
I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch 

Cóż mogę rzec, me człowieczeństwo odchodzi precz 
Z każdym pięknem w parze idzie również bolesna rzecz
Wysłała do mnie bardzo długi, uprzejmy list 
Wyłożyła w nim, że to już koniec jest 
A teraz nawet nie wiem czym przejąłem się
I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch

Cóż, byłem tu, zaszedłem też i tam
Niosły mnie rzeki do morza bram
 Robiłem rzeczy, które wzbudzają wciąż wstyd
Już nie szukam niczego w niczyich łzach
Kiedy brzemię przygniata trudno je znieść
I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch

Urodziłem się i umrę, to normalna rzecz
Czasem przecież coś robię lecz nie dzieje się nic 
Każdy mój nerw obolały, tak odrętwiały jest
Nie pamiętam nawet od czego i przed czym uciekam wciąż 
Nawet nie słyszę słów modlitwy twej
 I chociaż widno jest, już nadchodzi zmierzch









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz