czwartek, 28 lipca 2016

Jest dobrze




Czas wakacji czas świerszczy, czas maciejki, skwierczących w płomieniach świec błędnych ciem. Czas trzaskających w lampce wina kostek lodu, czas krótkich nocy, długich wieczorów. Czas wolności. Słowem – kanikuła. Jeszcze nie tak dawno, czekałam na ten czas, z niecierpliwością śledziłam prognozy, pieczołowicie przygotowywałam balkon na wieczorne sesje: kwiatki, lampki, szydełkowe obrusy na stół, miękkie poduchy. By się ponapawać, nasycić, pozachwycać.  Na kolejne miesiące.  Lipiec się kończy. Czuję jak czas delikatnie przemyka przeze mnie. Zanim się obejrzę, zawrześni się.  I tak sobie myślę, że to też nie dramat. Lubię tę swoją monotonię, powtarzalność, przewidywalność zdarzeń. Rytm, któremu się poddaję. To, że mija – naturalne. I nie żal, zwłaszcza, kiedy coś zostanie. A mnie pozostają cudne wspomnienia rzymskich uliczek, florenckich kolorów, majorkańskiego słońca. I ludzi, którzy wciąż są ze mną  i tych, których już nie ma. Mojej Romy, która pojawia się we mnie z coraz nowymi kadrami. (Wciąż mamy ten swój metafizyczny kod, czytany tylko przez nas). Tyle dobrego się zadziało. To był dobry czas. A teraz czekam na premiery moich powieści Świat wg Ruty, Ona – Nina, ja – Joanna, Wszystkie moje zmartwychwstania. Czekam na jesień, bo wtedy życia spowalnia. Nie gna mnie, nie kusi. Wrócą długie popołudnia, kiedy czas na wszystko: kawę wypitą razem z K. , drzemkę. Na czytanie, pisanie, wieczorne gry z Marcelem…   

Jest dobrze.