czwartek, 10 maja 2012

Zapiski szkolne. O tym, że wbrew wszelkim prawdom o pięknie, są tacy ludzie, rzeczy, i miejsca, które wymykają się wszelkim kanonom, nie mieszczą się w żadnej estetyce i, choćby człowiek sobie oko wypatrzył, to za nic piękna dostrzec nie może, czyli i o tym, czy da się pokochać swoisty turpizm?









Zapiski szkolne. O tym, że wbrew wszelkim prawdom o pięknie, są tacy ludzie, rzeczy, i miejsca, które wymykają się wszelkim kanonom, nie mieszczą się w żadnej estetyce i, choćby człowiek sobie oko wypatrzył, to za nic piękna dostrzec nie może, czyli i o tym, czy da się pokochać swoisty turpizm?


( Tytuł może zniechęcać. I owszem! Ale cóż to taki tytuł w kontekście spraw, których stałam się uczestniczką)
Introdukcja ( moja i Grochowiaka) Ja:  „turpis – brzydki” – turpizm to swoista apoteoza brzydoty, kalectwa, ukazywanie rzeczy odstręczającej, budzącej abominację, kult wszelkiej ohydy, wprowadzony do sztuki, by wywołać szok estetyczny, ale też i po to( co bardziej wzniosłe i szlachetne) miał pomóc w akceptacji życia z wszelkimi jego aspektami, nauczyć afirmacji życia mimo że wokół brzydota, odraza, śmierć , choroba….” Hmm…( No nie wiem).

Introdukcja  Stanisława Grochowiaka

Nie cały minę Choć zostanie owo
Kochanie ziemi w bajorku i w oście
I przeświadczenie że śledź bywa w poście
Zarówno piękny jak pod jesień owoc

Bo kochać umiem kobietę i z rana
Gdy leży cicha z odklejoną rzęsą
A jak jest moja to jest całowana
W puder i w słońce W zachwyt i w mięso

Tak mnie ugadzam bo nie tylko z niebem
Ale z odbiciem nieba w całej nafcie
A teraz weźcie teraz wy potrafcie
Tyle zachwytu połączyć z pogrzebem

Słabi powiedzą tyle że to smutno
Mężni że słabych zatrzymuję w drodze
A ja zbierałem tylko te owoce
Co - że są krwawe - zbiera się przez płótno

     Wiosna niechętnie wdziera się przez zaplugawione, upstrzone przez muchy i niewiadomo co jeszcze okna, choć promienie słońca przemycane nieśmiało trochę dogrzewają mnie i gdzieś w środku nakazuję sobie szukać piękna, no może nie całkiem owego klasycznego wyznaczonego wszelkimi estetycznymi kanonami, ale … może czegoś, co nie odstręczy, nie przygnębi, czegoś, co może pozostanie zwyczajne, takie powszednie. A wreszcie też i czegoś, co nie zburzy mojego obrazu pięknej wiosny, którą to sobie najpełniej wyobrażam, kiedy to przywiedzie mi się na myśl Primavera Botticiellego! A jeszcze do tego w uszach błąka mi się świegot ptaków i nozdrza przyjemnie drażni zapach bzów majowych. Wiosna weszła we mnie, już zaczęła panoszyć się w tkankach, tętnić w żyłach… O nie! Nie pozwolę jej przegonić!
A poza tym tłukę sobie do głowy: Po cóż to ciągle czepiać się, po co dawać ujście złym emocjom, psującym mi nastrój i urodę ( a bo to tajemnica jakaś, że złość piękności szkodzi? a przecież kobieta o urodę musi dbać – zwłaszcza na wiosnę.
I w rzeczy samej po wielkiej majówce TU – na moim brzegu, gdzie poławiam moje Meduzy ze szczytną misją ich ratowania, wszystko jest jakby nieco uładzone, ławki stoją w rzędach, poniektóre krzesła dosunięte przykładnie jak winny być w tak szacownej placówce, jaką jest bądź co bądź szkoła. Uciekam wzrokiem od odrapanych ścian, od gąbki na tablicy – poszarpanej i obleśnej, że nie śmiem jej wziąć w rękę, bo nie wiem, czym jest spowodowana jej wilgotność. Wszak fantazja moich Meduz w tej materii jest zaiste ułańska. Nic to! Staram się nie patrzeć na obryzgane szyby. Naprzeciw mnie wisi gazetka z wyciętą z kolorowej gazety gałązkę wiśni albo coś podobnego. Nad wyraz wiosennego i urokliwego.
       Moje Meduzy są nader aktywne, rozbudzone, by nie rzec pobudzone. Usiłuję pochwycić, czy jest to aktywność groźna, wynikająca z „czegoś”, czy też jest to niespożyta przez wolne dni energia, która teraz w gromadzie może znaleźć dla siebie ujście.
Podaję temat. Raz. Piszą. Po jednym wyrazie łypią na mnie pytającym wzrokiem. Drugi. ( Mogłabym i na tablicy zapisać, ale owa gąbka nasączona czort wie czym).Parzydełkowce nie zamierzają włożyć jakiegokolwiek wysiłku, by zapamiętać zdanie.
- Jaki temat?- pyta wielki Krążkopławiec, w wielkim dresie, prawdziwy wielki  meduzi parasol  z dziurą w środku na głowę.
Powtarzam, nie spuszczając oka z kwitnącej biało-różowymi kwiatkami gałązki. „To chyba jabłoń”:
- Zwyczaje i obyczaje wiejskie na przykładzie Chłopów Władysława Reymonta
-… zwyczaje i co…  - przerywa Meduza Świecąca – Fosforyzująca Pelagia dopytuje jeszcze w miarę łagodnie, pod nosem jednak już rzuca mięsem i wyrzuca na bok swoje macki uzbrojone w parzydełka.
Powtarzam. W końcu co jak co, ale cierpliwość wpisana jest w moje życie.
- Jak ten gościu się nazywa Czesław … jak? – kolejna Meduza odzywa się, ale zdenerwowanie narasta.
Prostuję, że nie Czesław, a Władysław i powtarzam.
Nagle jedna – ta  najgroźniejsza – Osa  Morska rzuca z impetem długopis na ławkę i krzyczy:
- Zamknąć ryje! Nic nie słyszę!
Zaraz jednak opadła na krzesło i dodała:
- A zresztą nie piszę! Co to k…a jest?! Co to za temat!?Co to za tytuł!? Chłopy!
Meduzy z tyłu klasy polegające pokotem na ławkach, zapadłe w swoich parasolach, wychynęły się, nie kryjąc stanu niezadowolenia
Tłumaczę powoli i spokojnie, by wytonować pobudzoną Meduzę, wszak wszystkim wiadomo, że to jedna z tych najniebezpieczniejszych i lepiej nie drażnić. Udaje się.
        Słońce chwilowo skryło się za chmurami. Promienie omiatające klasę, wesoło swawolące po kątach też zniknęły. Zrobiło się jakoś jeszcze bardziej buro i nieprzyjemnie. Na moment zapada cisza... Ściemnia się. Aktywność jakby trochę osłabła. Nie dziwota. Wszak Meduzy najczęściej zamieszkują głębiny, gdzie ani Boga, ani ludzi i rzadko kiedy ktoś je drażni zbędnymi i uciążliwymi dyrdymałami. Tam w otchłaniach morza czują się najlepiej, nie dosięga ich nic, czego sobie nie życzą głupie normy, nieżyciowe prawa.
Szybko przemycam to, co najistotniejsze, bacznie obserwuję stan skupienia. Nie wiem, ile jeszcze mogę. Nieśmiało proponuję czytanie. Nie protestują.
Koślawe, zniekształcone słowa wychodzą  wybrzmiewają w klasowej przestrzeni. Na twarzach malują się trud i skupienie, pot występuje na czoło z wysiłku.
„Biedne meduzy! Trudno im złożyć wyraz!” – myślę i gdzieś pojawia się nawet myśl, że szkoda tych moich Meduz, że takie biedne.
Nagle przestrzeń rozdziera syczący głos:
- Co za popier…ny tekst! Jakieś g…wno! Ch..j! Nie czytam dalej!
Próbuję uspokoić , ułaskawić i mówię, żeby sobie jeszcze przeczytała,  a ja za moment jeszcze raz poproszę… itd.
- Po co pani nawija do mnie! Nie czytam!
Zaraz też odwraca się do innych i pyta:
- Kto ma coś do picia?
Z lewego rzędu odzywa się:
- Komu sucho, temu ślinę w ucho!
Śmiech na sali. Meduzy wymachują z rozbawieniem wszystkimi mackami. I nawet czytająca niedawno Hydroza jakby się uśmiecha.
Tymczasem w klasie poruszenie. Trzaskają szybko odsuwane krzesła, szurają ławki po zniszczonym linoleum. Zdezorientowana usiłuje ogarnąć to, co się dzieje. Wszyscy są już przy drzwiach. Niczym na ćwiczeniach w związku z alarmem przeciwlotniczym.
- Ale się zj…bał! Wali w całej klasie.
Nieprzyjemny zapach dochodzi i do mnie. Mdli mnie, więc szybko zwijam z biurka wszystko i idę na korytarz.
          Wszyscy wylegli z budynku, by zaraz za winklem, uciekając od oczu Naczelnego wypalić jedną na kilkoro fajkę. Obok mnie stoi  Kubopław, nieco kwadratowy, ale dość pokojowo usposobiony. Zagajam go. Jeszcze nie ma przerwy, a do środka też wejść się nie da. Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia stykają się.
- Co tam?
- Zwalony jestem?
- A czemu to? Tyle wolnego było? – ciągnę. W sercu jestem dumna z siebie, że cokolwiek jarzę ich język.
- Nic mi się nie chce. Nie mam żadnej motywacji…
Robi mi się wstyd! Meduza potrzebuje mojej dłoni, pomocy, wsparcia, a ja… ja … taka bezwzględna. Może to depresja albo inne egzystencjalne problemy okresu adolescencji…
- To może potrzebujesz pedagoga, czy psychologa…
- Nie! – śmieje się – gdzie! Pani! Jaki k…a psycholog! Piłem cały czas i nic mi się nie chce. Piwa bym się napił…
      Zerknęłam na zegarek. Przerwa. W pokoju nauczycielskim otwieram okno.  Wystawiam głowę, natężam wzrok, słuch i węch. Szukam wiosny, która mi się gdzieś zapodziała…

***

Piękne jest to,
co zaspakaja zmysły
nie każcie mi więc podziwiać
starożytnych posągów medycejskiej Wenus

czas i milczenie ludzi
bezpowrotnie zatraca piękno
dystans zrodził obojętność

Iluzoryczne pojmowanie
Piękna jako Prawdy
nie ma potwierdzenia w moim świecie

                                                                                                           Gośka
A jeśli ktoś chce jeszcze o Meduzach, to tu:


Strona z wykorzystanym zdjęciem

21 komentarzy:

  1. Pani Małgosiu, Pani to ma anielską cierpliwość...

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy08:12

    Dzieciaki odwiedzały ja w domu, po lekcjach. Wpadały tak grupkami, posiedzieć, pogadać, ogrzać się, pożartować, czasem się zwierzyć że ojciec się nachlał i pobił. Kiedyś zrobiła im ognisko, kupiła kiełbasę, słodkie bułki, innym razem zorganizowała pieniądze dla tych, których nie było stać na wycieczkę, po to żeby pojechali wszyscy i takie tam drobne im czyniła przyjemności. Nie była siłaczką, ani nie była nawiedzona, lubiła ich, poprostu i lubiła swój zawód. Czuła to co robi i oni tez to czuli. Potrafiła pięknie nachylic sie nad Nimi, a nie nad sobą i nie musiała bać się gąbki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani Anonimowa1 trochę męczy mnie ta anonimowa polemika, która przybiera formę odpierania ataków. Niemniej ostatni chyba raz ripostuję. Otóż po pierwsze; nie mozna wyrażać w pewien sposób krzywdzących sądów, nie znając sprawy( chyba że była Pani moja uczennicą i doznała Pani krzywdy- wobec tego proszę otwarcie). Druga sprawa: proszę trochę czytać między wierszami albo w ogóle nie czytać, bowiem interpretacja często wymyka się zamierzeniom autora tekstu. I trzecia rzecz Pani Anonimowa... poza wszystkim - brzydzę się gąbki złośliwie (nie w stosunku do mnie, ale do gąbki) nasączonej uryną i mam takie prawo brzydzić się tego, co na takie odczucie zasługuje. I czwarta rzecz-:nie mówimy o dzieciaczkach, którym los spłatał wielkiego figla w postaci tragicznego losu, ale o 17, 18- latkach, które mając do wyboru sorry! gówno i perły- świadomie wybiorą to pierwsze. Oczywiście nie jest to reguła, ale i nie o regule piszę. Z szacunkiem
      I.M. Żytkowiak

      Usuń
  3. Anonimowy10:32

    Ad.1) Nie napisałam ani jednego słowa o Pani. Nie rozumiem skąd oskarżenie o atak. Fakt, moja interpretacja Pani tekstu wymknęła się Pani zamierzeniom, ale to dlatego właśnie, że posiadam umiejętność czytania między wierszami. Pani daruje, ale wolność interpretacji jest przywilejem czytelnika i krytyka. Chyba nie zamierza Pani narzucać jedynie słusznej (własnej) interpretacji tekstów, bo to już zakrawa na cenzurę. Zwrot cyt."wielki figiel", na określenie trgicznego losu niektorych dzieci jest biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy problemu conajmniej nieadekwatny (jak na moją wrażliwość). Na temat buntu wieku dojrzewania i przynaleznych mu praw, oraz problemow stąd wynikających nie będę się rozpisywać. Czasem chamstwo, a nawet gówniany wandalizm jest rozgrzeszany, biorac pod uwagę wiek adolescenta. Oby tylko nie czasem, własnie. Oby empatia, zrozumienie i życzliwa obrona młodzieńczych wybryków nie była wybiórcza, proporcjonalnie do statusu społecznego adolescenta. Oni w większości wyrosną na porządnych ludzi, pomimo braku wiary co niektórych w ten fakt. A jesli pani brzydzi się gąbki nasączonej uryną, to polecam gumowe rękawice, do nabycia u Rauzego, np. Duzy wybor kolorow.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli jednak nie rozumiemy się zupełnie i dajmy sobie prawo wyboru. Z serca - wszystkim poszkodowanym, pokrzywdzonym, niezrozumianym i pogubionym, życzę wyprostowania dróg. Co do owej złotej rady- pozosstanę jednak przy niebraniu do rąk gąbek unurzanych uryną...( niechaj to zakończy tę polemikę ii zapewniam, że jest we mnie wiele empatii, życzliwości, pasji i wrażliwości, które pozowalaja mi robić to co robię z nieustającą energią i cieszyć się z tego)
    Z szacunkiem
    I.M.Żytkowiak

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy12:06

    ostra wymiana a tak naprawde to dla pan i gosi nie ma odpowiednich kolorow gabek chyba w niebianskim kolorze albo z perelek

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla pai Gosi, jak to ładnie Pani nazwała, gąbka ma spełniac swoje funcje- niezależnie czy będzie niebiańska, czy jakakolwiek inna. A pani Gosia po prostu chce pracować i może bardzo dużo ofiarować i za to oczekuje - nie aureoli, ale po prostu- szacunku i wzajemności Droga Pani Anonimowa. ( Swoją drogą to nawet miłe, że mysli Pani o mnie w takich niebiańskich kategoriach, bo ja jestem tak dosyć mocno przyziemna)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy13:12

    Cyt." Z serca - wszystkim poszkodowanym, pokrzywdzonym, niezrozumianym i pogubionym, życzę wyprostowania dróg."- A ja im życzę, aby ci którzy są powolani do tego, by ich bronić, rozumieć i wskazywać drogę, a stracili ku temu wszelką motywację (główne przesłanie Pani tekstu),zmienili zawód. Ze swojej strony zapewniam, że zrozumiałam bardzo dokladnie co autor miał na myśli. Pozwolę sobie w imieniu tych o ktorych tu występuję, odwzajemnić życzenia wyprostowania dróg.

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy13:51

    A jaką by Pani była lekarką ? Jaki stosunek miałaby Pani do alkoholików, niedoszłych samobójców, narkomanów, świadomie jak to Pani nazywa wybierajacych gówno ? Leczyłaby Pani tylko pachnące niemowlaczki, pod warunkiem że nie zrobią przy pani kupy ? Ta trudniejsza strona zawodu byłaby dla Pani powodem utraty motywacji ? Opisywałaby Pani tych chorych z obrzydzeniem, frustracją, pogardą ? Na jakim forum oczekiwalaby Pani na zrozumienie i poklask ??? Nie widzi Pani pewnego przełozenia ? A jesli Pani dziecko, nie życzę, uzależniłoby sie od narkotyków, zrozumiałaby Pani że lekarz nazywa go meduzą i tchnie do niego obrzydzeniem, bo świadomie wybrał gówno? Ta polemika stała się dla mnie jałowa. Pani nie dostrzega szerszego kontekstu, a ja nie lubie byc nauczycielką. Zniżyłam się do żenującej dosłowności.

    OdpowiedzUsuń
  9. Drogie Dziecko! (pozwalam sobie na to, bowiem jestem przekonana, ze mam do czynienia z osobą bardzo młodą) Cóż to za dyskusja! Kolejny raz przekonuje mnie co błędnego odbioru. Nie zamierzam objaśniać, tłumaczyć, usprawiedliwiać. Kolejny raz tez widać, że wybierasz fragmenty bez kontekstu i nakręcasz się tym. Cóż to za argumenty „(…)A jaką by Pani była lekarką ? Jaki stosunek miałaby Pani do alkoholików, niedoszłych samobójców, narkomanów, świadomie jak to Pani nazywa wybierających gówno ? Leczyłaby Pani tylko pachnące niemowlaczki, pod warunkiem że nie zrobią przy pani kupy ? Ta trudniejsza strona zawodu byłaby dla Pani powodem utraty motywacji ? Opisywałaby Pani tych chorych z obrzydzeniem, frustracją, pogardą ?” Nie wiem, jaką byłabym lekarką. Pewnie dobrą. Gdybym wybrała medycynę… Penie byłabym dobrą terapeutką, gdybym wybrała resocjalizację… Ale nie wybrałam. Wybrałam filologię i pracę w gimnazjum, bo chciałam i robię to od lat z taką samą pasją, wciąż mając motywację… Gdybym nie szanowała swojego zawodu, nie lubiła dzieciaków młodzieży… nie pracowałabym w tym zawodzie… Podejmując pracę w tak specyficznej placówce, jaką jest Gimnazjum dla dorosłych, również miałam wielką pasję i motywację… Drogie Dziecko! Najpierw trzeba poznać meritum sprawy, potem człowieka, a potem… dokonywać ocen i sądów. Pojęcia nie masz o wielu sprawach, nie znasz mnie, nie wiesz, o czym piszę… wyrywasz z kontekstu sformułowania i pastwisz się nad nimi. Po co? Usiłujesz mnie dotknąć, urazić… Bo? Bo nie godzę się na chamstwo, wulgaryzmy i brak norm? Bo dlatego, że jestem nauczycielem to mam pozwolić, by siedemnastolatek stanął naprzeciw mnie i charkał, puszczał gazy, klął, pluł na tablicę lub szybę. Bo dlatego, że jestem nauczycielem mam pochylać się nad nim, kiedy przychodzi naćpany, pijany, kiedy obraża mnie, innych ludzi, którzy przychodzą tam ( wcale niekoniecznie z misją, wystarczy poczucie obowiązku), by wykonywać solidnie swoją pracę… Jeśli uważasz, że na tym polega misyjność jakiejkolwiek pracy- czy to lekarz, czy policjant, czy inny, to na pewno nie. I ja nie mam takiej misji w sobie. I na koniec ( tym razem moja rada) – naprawdę trzeba wiele odwagi i bezkrytycyzmu, by tak łatwo szafować słowami, tak obrażać, jak Ty to czynisz… Może gdybym była inna, poczułabym się dotknięta, ale ja wiem, czym się kieruję w swojej pracy, jaka jest moja motywacja, jaki jest mój stosunek do ucznia… i cieszę się, że jest tak jak jest…
    Kończąc definitywnie tę dyskusję, pozdrawiam i łączę wyrazy szacunku
    I.M. Żytkowiak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy15:40

      Pani praca w szkole, a w szczególności w tak specyficznej placówce jaką jest Gimnazjum dla Dorosłych zaowocowała cyklem o meduzach. Pytanie czy można pokochać swoisty turpizm wygenerowany przez tych uczniów w kontekście Pani tekstu uważam za retoryczne. Czyli nie można ich pokochać, bo są zbyt straszni, na tyle straszni że cyt."
      - Nic mi się nie chce. Nie mam żadnej motywacji…" i dalej cyt." Wystawiam głowę, natężam wzrok, słuch i węch. Szukam wiosny, która mi się gdzieś zapodziała…" Czy moja analiza tekstu jest błędna ? Ja nie dostrzegam ani w tym ani w innych Pani tekstach na tym blogu ani sympatii do uczniów, ani satysfakcji z wykonywanego zawodu. Ja nie muszę Pani znać, ja wyrabiam sobie opinię o Pani stosunku do tematu na podstawie Pani treści jakie Pani generuje, a one skłaniają mnie do wniosku że nie powinna uczyć. Owszem, w pewien sposob wyrabiam sobie rownież opinię o Pani, ale proszę zauważyć że tę opinię zachowuję dla siebie. Stosuję porownania (tekst pierwszy), przełożenia (tekst o lekarzach), zadaję pytania, dowcipnie ironizuję (rękawiczki gumowe),owszem prowokuję, ale Pani nie obrażam. Ja nie jestem z Panią na ty i sobie tego nie życzę. Pani domysły odnośnie mojego wieku nie są podstawą do zwracania się do mnie per ty. To jest pryncypialność, brak szacunku i brak wychowania. Zwracając sie do mnie "drogie dziecko" próbuje Pani dezawuować moje treści i mnie. Savoir vivre i dobre maniery nie wytrzymują takich zachowań.

      Usuń

    2. W istocie moja praca w tej szkole zaowocowała takim cyklem… Meduza dla mnie to nie była postać nurzająca się ( jak to nazwała autorka anonim2) w kloace, ale ktoś nad którym warto się pochylić i wrzucić do morza, by uchronić przed niechybna zagładą na brzegu….
      Kiedy otrzymałam taką propozycję, wahałam się…, ale ze względu na moje wielkie przywiązanie( nie chcę używać wielkich słów) przyjęłam ją. Po ponad 27 latach pracy sądziłam, że mam w sobie tyle pokładów siły i chęci, które mi dopomgą. Tak. Powiadano mi o „specyfice pracy”, o „wyjątkowości” uczniów, ale niezrażona szłam do pracy z nadzieją, nie! z przekonaniem, że mogę wiele zrobić- dla nich- dla uczniów… Nie dla siebie, bo ja realizowałam się w macierzystej szkole, zyskując satysfakcję, zrozumienie i w, nie zawaham się powiedzieć, zaufanie i sympatię moich uczniów. Już pierwsze lekcje spowodowały pewien zamęt w mojej głowie, bowiem, to, z czym się zetknęłam znacznie odbiegało od mojej dotychczasowej pracy z młodymi ludźmi. Nie będę powielać to opisów zachowań, które nie mają nić z tzw. literackiej fikcji. Pracowałam. Pracowałam dalej, szukając dróg dojścia do tych dzieciaków. W domu opracowywałam metody, szukałam nowych treści, punktów zaczepienia, które chwyciłyby… . Rzucałam grochem o ścianę…. Moi podopieczni nie chcieli ode mnie niczego, poza świętym spokojem i przyzwoleniem na to, co w danej chwili robili…. Nie poddawałam się, chociaż mitygowano mnie( przyjaciele, najbliżsi) bym to zostawiła albo odpuściła. Powiadano, że nikt ich nie zmieni, bo nie! Ale ja jeszcze nie oddawałam pola. Próbowałam z nimi… o wszystkim… Zdarzało się kilka razy, wydało mi się, że zaczynamy funkcjonować na tych samych rejestrach… Zdawało mi się… ( nie zamierzam opisywać, bo sprawa jest zbyt dosłowna i nie mam takiej potrzeby). Poddałam się, uległam… i to sprawiło, że nie mogę tam dalej pracować… (może kiedyś)…. Nie udało mi się pokochać, nie udało mi się zrozumieć… ale nie traktuję tego jako osobistej porażki, choć w oczywisty sposób jest mi przykro… Nie żałuję… Tak! Jest to moja porażka… I straciłam motywację…. I dlatego można rzucać we mnie kamieniami? Mogłam zostać! Dla pieniędzy, dla formalności…. I to byłoby uczciwe! Ja odeszłam, bo , jeśli wiosna, lato i ptaki straciły dla mnie urok, to szkoda mojego życia i mojej energii… Tę mogę przeznaczyć na co innego, na innych uczniów, którzy chcą skorzystać… I wiem, że skoro tamci nie chcieli ode mnie niczego, to może znajdą się tacy, którym mogę coś ofiarować….
      Kończę ostatecznie tę dyskusję, bo staje się po prostu nużąca…
      Na koniec w odpowiedzi na post „Czyli nie można ich pokochać, bo są zbyt straszni, na tyle straszni że cyt."- Nic mi się nie chce. Nie mam żadnej motywacji…". Tak! Wbrew pozorom jest mi smutno, że nie udało mi się ich pokochać… Dlatego odeszłam… Bo albo robię coś dobrze, albo nie, a wówczas oddaję pałeczkę komuś, kto może jest w stanie zrobić to lepiej…


      Usuń
    3. a co to ostatniego zdania o pryncypialności i etykiecie... Nie uważa Pani, że anonimowość jest absolutnie nie na miejscu... ( dlatego też obiecuję sobie, że nikogo, kto kogo nie stać na otwartość nie będę gościć na swoim blogu, w myśl zasady: mój blog, mój dom i mam prawo wpuszczać do niego kogo chcę...Do domu też nie pozawalamy wejść komuś,kto chce nas skrzywdzić( tak czy siak).

      Usuń
  10. Anonimowy18:17

    Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do anonim 2. komentarz obraźliwy
      Zapraszam do siebie na lekcję oraz na otwartą dyskusję. Padają słowa, które mogłyby stanowić przyczynek do złożenia pozwu o obrazę i zniesławienie. Anonimowość sprzyja takich tekstom

      Usuń
  11. Anonimowy18:29

    samo zycie trupizm

    OdpowiedzUsuń
  12. turpizm nie trupizm
    Turpizm (łac. turpis = brzydki) - w literaturze zabieg polegający na wprowadzeniu do utworu elementów brzydoty w celu wywołania szoku estetycznego. Tendencja występująca w niektórych kierunkach poetyckich 2. połowy XX wieku, której cechą jest antyestetyzm i swoisty kult brzydoty.

    W poezji polskiej turpizm pojawił się po 1956 roku i posługiwali się nim: Stanisław Grochowiak, Ernest Bryll, Andrzej Bursa i inni. Programowo przedstawiciele turpizmu włączyli do swoich utworów motywy brzydoty, kalectwa, choroby, śmierci. Opisywali przedmioty, krajobrazy i zjawiska odrażające (zniszczenie, przemijanie, starzenie się, rozkład), co miało służyć uwiarygodnieniu przedstawionej wizji świata, pomóc w afirmacji rzeczywistości ze wszystkimi jej aspektami.

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy23:23

    Co by Pani o sobie nie myślała to uczniowie są miarą Pani pracy. Gąbka z uryną i opluta tablica nie klasyfikuje Pani w rankingu fajnych i lubianych nauczycieli, zasmucę Panią to ranking znienawidzonych. Na pocieszenie dodam, że do konkursu fajnych i lubianych przystępuje niewielu nauczycieli, taki mało popularny w gronie pedagogicznym konkursik. Do znienawidzonych przystępuje wielu walka jest zażarta, ale z Pani osiągnięciami "gąbka" ma Pani szansę stanąć na podium uczniowskiego konkursu.
    Dziękuję Dobranoc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiem tylko tyle, bo w rzeczy samej dyskusja jest wielotorowa... Owa gąbka i oplute tablice i okna... to nie są "ukłony " w moim kierunku, ale jest tak, bo tymi młodymi ludźmi kieruje folozofia "bo tak". I nieważne, czy w klasie będzie ten, czy tamten nauczyciel... może nawet nie być żadnego. Ale bedize gąbka... i coś z nią trzeba zrobić ....

      Usuń
  14. Pani Małgosiu z całą pewnością potwierdzam mój komentarz napisany powyżej.

    Dziwne jest to że owa "anonimowa" ma tyle odwagi aby napisać wszystko co jej leży na sercu, co jej się nie podoba, ale nie ma odwagi aby zrezygnować ze swojej anonimowości. Bo tak jest najłatwiej "czepiać" się. Rozumiem, że każdy ma prawo do własnej opinii, każdy inaczej rozumie to, co czyta ale skoro człowiek jest zdolny do krytyki to niech będzie na tyle dorosły i potrafi się pod tym podpisać.
    Pani Małgosiu są ludzie którzy z szacunkiem odnoszą się do tego, co Pani robi. Pani cierpliwość, wyrozumiałość i serce jakie Pani w to wkłada, pedagog z powołania, nie każdy nadaje się na pedagoga, a Pani za całą pewnością tak! Miałam okazję się o tym przekonać i szczerze powiem, żałuje, że czasy szkolne już nie wrócą. Człowiek dopiero jak staje się dorosłym to wiele rzeczy zaczyna inaczej rozumień. Ale godziny z Panią spędzone zawsze mile wspominam, mimo że nie byłam wzorową uczennicą. Pani Małgosia zawsze sprawiedliwa, tolerancyjna i pełna zrozumienia tylko, że wtedy my młodzi nie potrafiliśmy tego docenić.
    Mimo wszystko Pani Małgosiu proszę się nie zrażać komentarzami "anonimowej" i pisać dalej, bo są osoby, które naprawdę to doceniają i czytają z wielką radością:)
    Pozdrawiam Weronika

    OdpowiedzUsuń
  15. Zakonczyłam tę dyskusje zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią Pani Anonimowa... Stała się nierozwojowa już kilka wpisów wcześniej....

    OdpowiedzUsuń