I chce się śpiewać za Agnieszką Osiecką: Historio, historio, cóżeś Ty za pani..., że za tobą...
Przyrzekam sama sobie, że jak tylko skończę powieść Roma, zabiorę się
za coś lekkiego. Nie zaoszczędzę na pewno na języku( ci, którzy lubią moją
narrację, nie zawiodą się), ale muszę się
rozkondensować, ponapawać luksusami, błękitami, lazurami, poprzechadzać się
południowymi, ciasnymi uliczkami, powymyślać romantyczne, liryczne historie… Muszę!!!
Po Malowanym
ptaku( który, jak się okazało dość daleki od dokumentu) zarzekałam się jak żaba błota –żadnych takich makabr… Brrr! Zbyt mocno uderzały we
mnie, na zbyt długo pozostawały we mnie. I udawało mi się. Choć zawsze na
krótko. Bo też zawsze coś się napotyczyło, co trzeba, wypada przeczytać. A bo
to nagrodzone albo historycznie ważne. Albo Dziewczynka w czerwonym płaszczyku,
albo Chłopiec pasiastej piżamie, albo Wielka trwoga, albo… Przełknęłam. Bo jakże to! Nie takie łyżki
dziegciu człowiek jest w stanie. Ale tak czy siak postanowiłam być bardziej
baczna! Zanim kupiłam książkę czy tez obejrzałam film, obczytywałam recenzję,
śledziłam, badałam. Terapeuci wszelkiej maści powiadają, że trzeba sięgnąć dna, by sięgnąć istoty własnego problemu. I ja
się ( zdawać mogło) ubabrałam się w owej istocie i powoli wyłaniałam się na powierzchnię. Czytałam dużo, nieco mniej oglądałam,
ale staram się, choćby to co warte czasu. I jakoś udawało mi się powoli,
powoli, poodcinać od historycznego piekła. Prawie ozdrowiałam. Prawie… Bo trudna, okrutna historia zrazu delikatnie,
ledwie epizodami, potem coraz bardziej i
bardziej, aż wreszcie wtoczyła się we mnie z impetem. I tak guzik z mojej
deklaracji odcięcia się od historii! Guzik z pętelką!
A tu niepostrzeżenie znów
zaatakowałam sama siebie Różą, Różyczką, Pokłosiem… Idą. Żeby się dobić wzięłam na karb epizod z Wyznaję Cabre, w
całości przełknęłam Sońkę, ostatnią
propozycję Axellson - Ja nie jestem
Miriam, a jeszcze ostatnio zakupiłam Jonathana Littella Łaskawe z intencją
nieodzownej lektury. Poniewieram się emocjonalnie do cna
Ba!
Jakby tego było mało! To teraz nie dość że czytam, to jeszcze sama piszę. Babram
się w historii, w koegzystencji, w odszczepieniu, … eksploruję poranione
przestrzenie… Podole, tam Majdan, nieludzkości i apogeum dehumanizacji. I po co? I na co? Ano po to, by pokazać, że człowiek nie wyskoczył sroce spod
ogona, nie wyrósł wśród głąbów kapusty. Ma swoje umocowania. Konkretne. Niekiedy
trudne do oceny, czasem dramatyczne. I tym to sposobem znów się zakopałam, znów się katuję emocjonalnie, znów
czytam, grzebię, weryfikuję… Widać taka moja karma.