wtorek, 13 sierpnia 2013

Kolejna rozmowa z Marcelem, a właściwie krótki dialog, który zmusił mnie do myślenia


Kolejna rozmowa z Marcelem, a właściwie krótki dialog, który zmusił mnie do myślenia


Dzień jak co dzień. Tak sobie siedziałam i tak sobie drążyłam siebie, kiedy stanął przy mnie Marcel i zapytał:
- Mamusiu, a dlaczego masz taką szczęśliwą minę?
Trochę zdumiało mnie jego pytanie, bo jakoś nie czułam się szczególnie w siódmym niebie. Ale fakt, że mój syn tak mnie postrzegał, był dla mnie niezwykle ważny. Bo przecież lepiej dla dziecka, jak ma świadomość, że otaczają go szczęśliwi ludzi.  A tak poza tym  – i  owszem – od  kilku tygodni może nie fruwam pod sufitem, ale  cieszę się. Bo zostanę babcią i ta wiedza coraz wykwita uśmiechem na mojej twarzy.  Uczucie niesamowite.  Jak to jest, kiedy stajemy się pniem drzewa, jak rozrastamy się wszerz?.  
Kiedy przy stole zaczęło ubywać ludzi, trudno było patrzeć na puste krzesła. I najprościej było wówczas uciec w głąb siebie. Nurzałam się we własnej rozpaczy  i raz po raz okrywałam, jak mało jest we mnie radości życia, owej naturalnej witalności, chęci do czegokolwiek. W pewnym momencie uciekło ze mnie dziecko, pozostawiając mnie dorosłą, poważną, smutną i…  zapewne nudną. Z takiej perspektywy patrzyłam na świat. Mój świat. Rzadko mi się podobał. Był zbyt płaski i ciągle gdzieś wpadałam.  Zapadałam się w nietrafione przyjaźnie,  nieudane relacje. Ciągle coś się waliło,  czegoś brakowało, za czymś tęskniłam, czegoś żałowałam. Niekiedy wygrzebywałam się na powierzchnię. Dobrze, że choć  na owej powierzchni moja rodzina i sprawdzona garstka przyjaciół, dla których warto było wyłaniać się z siebie.
       Usłyszałam ostatnio taką ot taką sobie mądrą i osobliwą rzecz o nas – ludziach.  O tym, w jakiś sposób poszukujemy szczęścia w życiu. Jakoby dzielimy się na trzy grupy. Jedni  idą wszerz, przyrasta im rodziny, przyjaciół, dzieci,  wnuków, inni idą w przód – brną przed siebie, wspinają się po szczeblach kariery. Kariera, pozycja, pieniądze, splendor. A jeszcze inni idą w głąb siebie, coraz odkrywając nowe pokłady siebie, idą w duchowość, rozwijają się, kształtują w sobie naczelne wartości, żyją refleksyjnie.
        W „Traktacie o łuskaniu fasoli”, bohater ( nota bene pozorne prosty człowiek) powiada „nie wszerz się żyje a w głąb”). Lecz myślę sobie, że temu chodziło o nieco inny „ głąb”, bo to człowiek z pewną historią i pamięcią. „Zależymy od pamięci, jak las od drzewa, a rzeka od brzegów. Stworzeni jesteśmy przez pamięć. Nie tylko my, świat w ogóle. Tak długo powinniśmy żyć, na ile nam pamięć pozwala i jakie wyznacza nam granice”  - powiada bohater Myśliwskiego. Przypomniałam sobie o nim, bo zawsze sobie przypominam, ilekroć zbiera mnie na „egzystencjalne rozterki”. A jak widać – zebrało mi się
Jakie są więc te drogi poszukiwania i, która z nich najlepsza. „(…)Nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy” ( znów mi się cytat wkradł – tym razem z Szymborskiej).bo ja obrastam wszerz, tworząc pajęczynę powiązań, zagarniam do siebie ludzi, oblepiam ich sobą, by się mnie trzymali. Nierzadko  zaglądam w głąb siebie, napawam się chwilami szczęścia, co to jak są ulotne jak motyle. Jest w tym pewna prawidłowość. Nie wymyśliłam żadnej prawdy, zakrzyknę „Eureka”. Zagadka życia pozostaje wciąż nieodgadniona. I niech tam! Jeszcze raz pozwolę sobie na cytat z Myśliwskiego:  „Znaleźć siebie to nieprosta sprawa. Kto wie, czy nie najtrudniejsza ze wszystkich, jakie człowiek ma do załatwienia na tym świecie”.

- Mam taką szczęśliwą minę – odpowiadam Marcelowi.  – Bo właśnie jeden motyl szczęścia przyleciał do mnie.