sobota, 16 maja 2015

O czytaniu o pisaniu….

O czytaniu o pisaniu….        


            Jestem stara baba. W niezłym stopniu wykształcona, w dużym stopniu obczytana, jakoś tam obyta w świecie. Za cholerę jednak nie potrafię zrozumieć „fenomenu”  czytelniczej blogosfery! Jakoś  trawię, ba! – chylę czoła i nawet trochę się boję, jeśli zajmują się tym kompetentne osoby (chociażby blog Jarka Czechowicza Krytycznym okiem) mające merytoryczne przygotowanie do tzw. ferowania prawd. Bo i język, i forma, i odpowiednie narzędzia (warstwa krytyczna ), które pozwalają na owe „krytyczne oko", ale,  niestety, zgoła  bywa inaczej. 
Prawo do ferowania wszelkich opinii uzurpowały sobie nastoletnie (niekiedy nieco starsze)  czytelniczki, prowadzące blogi i z lubością „popełniają recenzje”. Wszędzie! Empiki, Merliny, Lubimy Czytać! Cooltura!!
Nie, żebym miała coś przeciwko czytaniu! Boże broń! I doprawdy dla  mnie jako pedagoga, a do tego polonisty – miód na serce, jeśli czytelnictwo rośnie w siłę. Ale na boga żywego! Skąd nagle pomysł, by odbierać chleb osobom do tego uprawnionym, które zęby zjadły na krytycznych dyskursach?
            Sądzę, że przydałoby się nieco pokory z ich strony i nieco rozwagi ze strony wydawnictw, sięgających po owe nieszczęsne blogerki, by to one "rozdziewiczyły" pojawiającą się na rynku książkę i autorytatywnie orzekły "za" lub "przeciw".  Może warto przyjrzeć się temu, jak piszą. I jasna sprawa, że nie o to rzecz idzie, czy piszą źle czy dobrze o książce, ale jakim językiem. Bo ja na przykład, gdy czytam w opinii o jednej z moich powieści  cyt: „Spotykając dawne sąsiadki ożywają wspomnienia dawnych lat” i  inne farmazony również o innych powieściach ( nie tylko moich) to nóż się w kieszeni otwiera. Doprawdy!
I coraz częściej jednak żywię przekonanie, że nie piękne jest  nie to, co nam się podoba, ale to, co piękne. Wbrew powszechnej opinii, że piękne  nie jest to, co piękne, ale to, co się nam podoba!

Ps. Jeśli zaś naraziłam się komukolwiek, to gotowam na chłostę, Ale błagam! Niechaj „język będzie giętki i wyrazi to, co pomyśli głowa” nie zaś miele trzy po trzy!

            Z wyrazami szacunku i błogosławieństwem dla wszystkich ferujących wyroki.
Gośka Żytkowiak


piątek, 1 maja 2015

Życie człowieka tęsknotą jest.

Życie człowieka tęsknotą jest.


            Wędrówką życie jest człowieka – pisał Stachura, Navigare necesse est, vivere non est necesse ( żeglowanie jest koniecznością, życie nie jest koniecznością) – śpiewa Alicja Majewska ( nota bene wciąż mnie zadziwia ta piosenka – ową prostotą, a zarazem głębią). Ja zaś nie będąc ani mędrczynią, ani autorytetem w zakresie celu, sensu  zycia…nie zamierzam też na wzór Heideggera tworzyć koncepcji, w których osnową uczyniłabym ontologiczną analizę  ludzkiego bycia z naczelnym, fundamentalnym  pytaniem o sens bycia, postawiłam samej sobie tezę, że życie jest wielką tęsknotą.

Pozostaje tylko kwestia przyimków. Tęsknota do, za, po …czyli poniekąd pewne syntaktyczne wariacje, którymi teraz nie chcę zaprzątać sobie głowy, jeżeli chodzi o jakieś językowe kodyfikacje.

Istotny dla mnie pozostaje ów fakt nieustającej tęsknoty, która fizycznie daje znać o sobie w postaci ściskania w żołądku, pełnych łez oczu, nieprzespanych nocy, dokuczliwego poczucia niespełnienia.

Gdy byłam młoda odzywała się we mnie czekaniem na  wielką miłość, szczęście – niepokoiła i ćmiła w głowie. Gdy  nie jestem już młoda bywa, że odzywa się tęsknota do tamtej tęsknoty, bo coś już wiem, coś się zdarzyło, coś już na pewno się nie zdarzy. I tak samo jak wówczas- niepokoi, ćmi, pozostawia niedosyt. I coraz więcej jest tych tęsknot. Tęsknię za tatą, tęsknię za innymi, którzy byli, a już ich nie ma, tęsknię za czasami, kiedy więcej było przede mną niż za mną. I tęsknię do miejsc niepoznanych, ludzi, których nie spotkam. Zatem pozwolę sobie sformułować własną myśl: Życie człowieka tęsknotą jest.