Na mojej komodzie stoi
zastęp aniołów
nie zważając na ich świętość
od nasączonej związkami powierzchniowo czynnymi
szmatki
którą ich smagam
wprawną ręką
wyuczonym od dawna gestem
gospodyni domowej
bez żadnej głębszej myśli
czy atencji
albo jeszcze innej formy
oddania im czci
choćby w postaci
wody czystej bez octu
dla oczyszczenia
Jeden
spowity celofanowąpeleryną
uśmiecha się
tajemniczo
a może to
sarkazm
ukryty w błysku
foliiwymalowane na odczepnego brwi
jakby chciały mnie zapytać
co tu robię
bo twarze miały bez życia
i nie były wiarygodne
a w zagłębieniach rys
niedających się wypełnić
niczym
wygłupiać
składając przed nimi ręce na „amen”?
gdy zatrzepotały połamanymi skrzydłami
a oczy były pełne wyrazu
Strzepując zakurzoną szmatkę
by przepędzić związki powierzchniowo czynneszeptałam
na wszelki wypadek
teraz
i na wieki
wieków
Amen
a propos Aniołów
... na wieki wieków... anielsko się zrobiło. Pewnie pójdę porozmawiać ze swoimi skrzydlatymi stróżami.
OdpowiedzUsuńPiosenka w temacie. Piękna i smutna. Wyobraź sobie, że jej nie znałam.
Miłego weekendu