Są
co najmniej trzy powody, dla których dzisiejszy dzień jest dla mnie wyjątkowy.
Osiem lat temu urodziłam Marcela. Pojawienie się jego było bodaj największym zaskoczeniem
w moim życiu. W którejś mojej powieści
napisałam, że dziecko wywraca świat do góry nogami, mój długo nie mógł odzyskać
przysłowiowego pionu. Nie chodzi mi tu o
jakiekolwiek zwierzenia dotyczące całego okresu oczekiwania nota bene – pełnego
lęku, wątpliwości.
***
Rośniesz
we mnie
wbrew
mnie
choć
za moją przyczyną
na
swoje szczęście
lub
nieszczęście
i
nawet ów kat
z
trzęsącymi rękoma
nie
zdołał mi ciebie wydrzeć
Rośniesz
we mnie
dziwną
siłą chęci istnienia
porażone
i
nie mogę
nie
chcę
uciec
od ciebie
Mówią
mi,
że będziesz wyjątkowe
a
ja boję się ewenementów
chciałam
mieć proste życie
Kiedy
tam-
wśród
znaków i symboli
Maryj
i Jezusów Frasobliwych
wyznałam
ciebie
poczułam
że
życie nie stoi mi okoniem
że
mimo wszystko ma sens
i
muszę zbierać po drodze
co
moje
poczułam-
Jesteś
Jesteś
Jesteś
Rośniesz
we mnie
wbrew
mnie
ale
za moja przyczyną
Rośniesz
we mnie
wiem
,że
dla
mnie jesteś
I
nie umiałam ciebie wyrwać
za ileś tam złotych
I
nie umiałam cię wyrwać
choć
ponoć
zapomniałabym
więc
rośniesz we mnie
i
takie dwie biedy będą
– ja
i
ty- niczemu niewinne.
Bardziej jednak zajmuje mnie owa swoista wymiana, jaka
zdarzyła się w moim życiu. Odszedł mój
ojciec ( dopiero teraz czuję, jak piękne to słowo, kiedyś myślałam i mówiłam: „tatuś”),
nie pora tu, wzruszać, czy w jakikolwiek inny sposób pobudzać emocje, ale do dzisiaj jego odejście jest dla mnie nie mniejszym
zaskoczeniem jak Marcel. Owa swoista wymiana spowodowała jednak, że zwolna
zaczęła do mnie docierać owa konieczność, jaką jest śmierć. Wytłumaczyłam
sobie, że bez względu na to, w co wierzymy, człowiek odchodzi w najbardziej odpowiednim
momencie… ( nie dla nas zapewne, bo my nie umielibyśmy wyznaczyć owej granicy i
nigdy nie będzie to Ten Czas.) Tak więc Marcel pojawił się jako ekwiwalent (
brzydko nazwane!) i to nie studia filozoficzne, ale on pozwolił mi zrozumieć
ten ruch, który dzięki któremu świat idzie do przodu…
***
drzewa są po to, by dawały cień
słońce
po to, by świecić
wiatr
musi wiać
morze
szumieć
motyl
ulotność
ma
wpisaną w swoje bycie
jakże
jasny jest determinizm
nie
warto
zawracać
rzek
wyznaczać
szlaków ptakom
zamykać
noc przed świtaniem
umieć
żyć
pamiętać
wczoraj
nie
czekać jutra
-może
nie nadejść
kochać
bez
względu na wszystko
szybko
-bo
można nie zdążyć
czekać
cierpliwie
na
mannę z nieba
albo
głosy trąb Jerycha
przyjąć
z
uniesioną głową
zrządzenia
Opatrzności
jakże
prosty jest determinizm
Marcel urodził się 3 kwietnia w jego
imieniny… Stanowił prezent dla mnie i dla Ryśka ( tak o nim mówię i do niego…)
Ojciec
Ojciec
nie nosił
czarnej
teczki
nie
potrząsał garścią kluczy
Nie
marszczył złowrogo czoła
nie
unosił zdumionych powiek
kiedy
mu oznajmiłam
że
zostanie dziadkiem.
Wieczorami
nie snuł opowieści
o
honorze, bitwie, poświęceniu
ale
śpiewał
rosyjskie ballady
zapomniane
przez system i ludzi
nikt ich nie słuchał
czasami
z kieliszkiem wódki
kłócił się o miejsce w życiu
albo
płakał,
bo serce miał za małe na świat
był
mimozowy
ze
spojrzeniem filmowego amanta
i
sylwetką młokosa
w wieku pokwitania
wyglądał cudownie tandetnie
wstawał
ze słońcem
kładł
się z kurami
zasypiając wszelkie niepokoje dnia
i
zawsze miał czas powiedzieć:
„życie jest piękne”
Któregoś
dnia posmutniał
spotkał swój czas
zrozumiał,
że tylko świat wieczny jest.
Płakał
parkowi i słońcu i ptakom
A życie było takie piękne…
Zostały
dźwięki Batumi
i
harmonista mi gra
w
wiśniowym sadzie
kiedy
spotykam się z ojcem
po kryjomu
czasami
przelatuje mi ptakiem
zapachnie
bryzą
albo
wyrywa z nocy uśpionej
krzyczy z fotografii:
„życie jest piękne”
A potem równo rok, odszedł On Jan Paweł… i mimo
wielu łez (też pominę opis przeżyć), zrozumiałam, że w rzeczy samej śmierć jest czymś naturalnym,
biologicznie nieuniknionym , historycznie nieodzownym…
***
Pierwsza
śmierć była
jak
spełniona apokalipsa
rozrywała
żyły
pulsowała
w każdym milimetrze
zmęczonego
ciała
nie
dała żyć
była
dniem i nocą
świtem,
zmierzchem
snem
i śnieniem.
Druga
śmierć przyszła spokojnie
nie
darła szat
nie
toczyła łez
oglądana
drugi raz
czasem
budziła zdziwienie
że
tak wcześnie
ze
tak cicho
że
mogła zaczekać
Trzecia
śmierć
była
faktem
nie
może więc być
tematem
oryginalnej poezji
A potem zaczęli umierać inni…. I tylko świat
wydaje się być wciąż taki sam…
Synku!
Obyś był szczęśliwy
Mama
Gosiu...
OdpowiedzUsuńdobrych Świąt.
Buziaki gorzowskie zostawiam