Jesienne
zawirowanie, czyli jesienne refleksje, jesienna play lista, jesienne wierszydła…albo
inaczej – wszystkiego po trochę…
No
to mamy! Przyszła! Wcale nie nagle i znienacka! Wcale nie dopadła, podstępnie i
chytrze! Ani nie sponiewierała deszczem, szarugą i pluchą! Nie przypuściła
zmasowanego ataku! Nie przegoniła kolorów, zapachów i dźwięków! Łagodnie i spokojnie, dyskretnie chowając się
w cieniu pozłacanych drzew, lekkim wiatrem szepcząc do ucha wspomnienia odchodzącego lata.
Alejki
parkowe były pełne. Leniwie i ospale sunęli po nich ludzie, którym niedziela
pozwoliła na niejakie spowolnienie tempa życia. Obrazek jak w zatrzymanym kadrze…
-
Zobacz! Nawet się nie spostrzegłam, jak minęło lato – powiedziałam do niego. –
Zaraz będzie, zima- święta, Nowy Rok… zaraz maj… i tak wkoło, aż …Kurczę!
Przecież to życie leci, że nawet się nie obejrzę, a będzie po mnie!
Nie
odpowiedział.
Ściskałam
mocno rękaw jego płaszcza (cokolwiek jesiennego), bo nagle wyobraziłam sobie,
jak to będzie, gdy któregoś z nas zabraknie.
Pod nogi poturlał się kasztan.
Gładki, śliski onieśmielony tym nagłym
obnażeniem, wpół okryty jeszcze uzbrojoną w igły skorupką. Ale cóż to
była za ochrona!? Pomarszczona skorupka i miękkie kolce!
Zaraz
tez Marcel zabrał się i całymi garściami
znosił do domu kasztany- każdy owoc trzymał w rączkach, okręcał, dotykał do
twarzy, nie wychodząc z zachwytu nad jego urokiem. A potem zastępy kasztanowych
ludków, stworków i potworków zagęściły przestrzeń na komodzie, regałach i
szafkach.
-
Zobacz! Jaki on jest cudowny – powiedziałam do niego, patrząc, jak Marcel z
pietyzmem konstruuje kolejne kasztanowe postaci, jak świetnie sobie z tym radzi. Cóż
w końcu chłop ponad osiem lat! Pamiętam, jak się urodził… Kiedy już akt
poczęcia przestawał dziwić ( wszak dziewięć miesięcy to niemało czasu, by
zrozumieć), to akt pojawienia się jego na świecie nie przestawał zadziwiać i do
dzisiaj tak jest. Wciąż zdumiewa mnie fakt jego obecności. I nadziwić się nie
mogę! I nacieszyć się nie zdołam.
-
Kolejna jesień – odpowiedział, zamykając w dłoniach aksamitny owoc.
Staliśmy na balkonie w ciepłym
słońcu i blasku promieni odbijających się od rzeczki, która meandrowała tuż
przy naszym domu. Latem często niosło od niej nieprzyjemną woń, zwłaszcza, gdy
ciepło i nurt toczył wolny bieg. Wówczas chmary jętek chmurą stawały nad rzeczką, a
co bardziej ciekawe świata udawały się na eksplorację terenu, czyli
wlatywały do naszego domu, by po chwili oblężyć cały sufit. Z początku
broniliśmy się, ale kiedy okazało się, że rano wszystkie leżały martwe- na
komodach, regałach i parapetach, żal mi się zrobiło jętek! Jakże
wzruszający jest ich los! Larwy żyją
nawet kilka lat! A taka dorosła… ledwie jeden dzień! Cóż można przeżyć w tak
krótkim czasie! Ile narodzin i śmierci? Ile rozstań i powrotów? Ile miłości i
rozczarowań! Doprawdy wzrusza mnie los jętek! Dobrze, że choć mnie dane jest żyć
dłużej.
-Zobacz!
– powiedziałam do niego. – Staliśmy na
tym balkonie, kiedy on leżał w sypialni. Malutki i śliczny. I tamtego września,
kiedy dowiedziałam się, że on ma raka. I wtedy, gdy umarła jego mama. Zdumieni
tym faktem, chociaż przecież nie powinniśmy się dziwić. I staliśmy też wtedy,
kiedy nasz syn się ożenił , a my potem, kiedy było po wszystkim i już
wiedzieliśmy, że się udało, w końcu mogliśmy cieszyć się i wzruszać…. I wtedy,
gdy los spłatał nam kolejnego figla… I teraz… tej jesieni…. Stoimy… Razem. Od
tylu lat!~
Jesień
toczy refleksję… I tak jest! Bo to już człowieka nie gna, bo już nie pędzi, bo
robi się nostalgicznie i leniwie… Bo w końcu kiedyś trzeba spowolnić…
-
Dobrze że już jesień
***
obleczona
w ażurowe koronki pajęczyn
przyszła
jesień
sypiąc
złotem z rękawów
rozpostartych
na wietrze niczym
wielkie
żagiel
w
rudy warkocz wplotła
szelest
liści
w
miedź kasztanów
zaklęła
ciepło lata
napuszyła
się szarą płachtą nieba
płosząc
pary ukryte w listowiu
sznurem
żurawi przecięła
błękit
nieba
ogniem
buków
zapaliła
zbocza gór
wrzosowiskom
odbiera
pieszczoty
bezdomnych miłości
błądzących po szlakach
szukających
szczęścia
w
przydrożnych ogniskach
ogrzewających
wychłodzone
serca
w
strugach deszczu
toną
tęsknoty
niespełnienia
i
rozczarowania
pożegnalne
adieu
szepcze
w sitowiu wiatr
***
muśnięty
mgłą
spowity
babim latem
ranek
śpiewem
ptaków
obudził
uśpione tęsknoty
gasnące
w mdłym słońcu zielenie
zaklęte
w koronach drzew
skarżą
się na koniec lata
złotym
ogień trzcin
czerwienią
jarzębin
zapłonął
dzień
smutnie
chylą się słoneczniki
za
drewnianym parkanem
w
czuprynach wierzb
schronienie
znalazły łzy dziewczyny
która
latem oddała swą
niewinność
dojrzały
kasztan pękł
wydając
na świat
owoc
toczy
się po ziemi
nie
znając swojego losu
lato
odeszło
szumem
tataraku
szelestem
liści w szuwarach nad rzeką
zagłuszyłam
twój
krzyk
pełen
skargi
pajęczą
siecią
oplotłam
twoje
smutki
Rozpoczynam!
1.Magda
Umer „ Koncert na dwa świerszcze”! Cudo! Cudeńko!
2.
Rewelacja! Hanna Banaszak Jesienny Pan!
3.
Może troche wiejące patyną i anachroniczne… ale jaka klasyka i perfekcja …?
4.
Dziwne… ale … w temacie
5
A oto uwspółcześniona wersja mojego ulubionego utworu Łucji Prus
6.A
teraz! Legenda! Krzysztof Klenczon!
7.
i z tej samej bajki
8.
Oczywiście nie może zabraknąć jego- Czesława Niemena
9.
Albo to…
10
Na koniec…
http://www.youtube.com/watch?v=eLtboofUVJE
Cóż!
Jeszcze raz powtórzę: dobrze, że jesień….
Bardzo mi sie podoba Pani blog.Pisze Pani tak zwyczajnie bez specjalnych udziwnien,z piekna oprawa plastyczna.Jest Pani bardzo wrazliwa osoba.Pani blog to miejsce klimatyczne,takie z dusza.Ale nie ma sie co dziwic jest Pani przeciez polonista wyksztalcona w tym kierunku osoba.Ja tez probuje pisac ale mam wielkie niedostatki i w gramatyce i w ortografii.Mature zdalam juz 56 lat temu.Wiec wiele zapomnialam.Pisze tak jak mysle prosto o moich uczuciach i moim zyciu.Mojemu pisaniu bardzo bylby potrzebny dobry korektor.Moze jednak powinnam sie douczyc ale,czy ja w moim wieku jestem jeszcze w stanie sie czegos dobrze nauczyc?Mam obawy.Pozdrawiam Pania serdecznie i ciesze sie ,ze Pania poznalam.Halina 40013 moj swiat-zycie codzienne.
OdpowiedzUsuńDziękuję Pani Halino za ciepłe słowo. Myślę,że zawsze warto się poduczyć:) Nie możma już zamykać zycia.znam człowieka, który w wieku ok 60 lat rozpoczął kolejne studia...Odwiedzam Panią.
UsuńPozdrawiam