Sentymentalna idiotka o porcelanowych oczach… czyli, o co mi właściwie chodzi, że szukam dziury w całym, czepiam się jak rzep psiego ogona wszystkiego, do czego można się przyczepić
Kiedyś,
kiedy żył mój tata i obserwował ludzi, którym się dobrze powodzi – mieli dobre
domy, ładne żony, udane dzieci, a mimo to zwis wargi widniał na ich twarzach – nie
mógł powstrzymać się od komentarza: W głowach im się poprzewracało! ( tak
naprawdę w jego wersji nie było głowy tylko zgoła inna część ciała. Bo on umiał
się cieszyć wszystkim. Kochał świat, kochał ludzi… Wzruszał się szybko, oczy mu
się moczyły z byle powodu. A bo to maj, bo ciepło, bo dziecko się uśmiechnęło,
bo słowik zaterlił… Często siadał sobie przy oknie i śpiewał…. Sąsiadki
wyłączały telewizor i słuchały… Szły pod niebo rosyjskie ballady i dancingowe
szlagiery…
A ja?
Wychowana w tej atmosferze spokoju, szczęścia i względnego dostatku wyrosłam na
smutaskę. Wciąż mi czegoś brak, o coś mam pretensję do świata. Gonię własny cień i ciągle mi źle. Zatopiona
w jakimś wyimaginowanym świecie, potykam się o nieistniejące przeszkody. Niezadowolona,
zgorzkniała, kapryśna…. Szukam życia
wyczytanego z książek, romantyczności z lirycznych wersów(choć przecież wiem,
że romantyzm z romantycznością niewiele ma wspólnego)i nawet pozwoliłam sobie
na poszukiwanie szczęścia w teorii (kilka pojęć nawet znalazłam, bo okazało
się, że to nie tylko mój problem, ale rzecz ciągnie się od zarania dziejów). Przykładałam
moje życie do obranego, ustalonego wzoru i … I nic! Nijak szczęścia nie
doznałam. Smutaska! Psiakrew!
Ludzie patrzą na
mnie z boku i kiwają z zazdrością głowami: piękna ona, piękny on, dzieci
piękne i taka piękna miłość….
A mnie trafi
gorączka niespełnień, kompleksów i
mniemań o życiu wyjętym rodem z amerykańskich produkcji firmy MGM,
takich american dream, w których
wszelkie mrzonki mają szansę na realizacje de facto.
Patrzę w lustro –
ogląd zdaje się kiepski… Dzieci, lata, trudy życia – zrobiły swoje… Cóż, że
niekiedy słyszę: „Pani!? Pani ma synów ponad dwudziestoośmioletnich?! A w
życiu! Ja bym pani samej tyle nie dał!”
A ja… wszak swój rozum mam, a i lusterko stanowi niezłe źródło
wszelkiej weryfikacji… Niemniej jednak kiwam głową w podzięce, bo co jak co,
ale wiem, że za komplement należy się trochę serdeczności. Potem idę, odruchowo
szukam jakiegoś odbicia – w witrynach sklepowych, w przypadkowych lustrach
samochodów parkujących tuż przy chodniku… Majaczy mi kontur jakby mój, ale
nieco odległy i zamazany…
I tu nasuwają mi się pewne
reminiscencje z młodości, może i nawet nie a'propos.
W podlotowych
latach jako bywalczyni obozów, kolonii, a na domiar osoba bardzo zakompleksiona
poszukująca akceptacji zasłyszałam gdzieś piosenkę kolonijną… Temat banalny, by
nie rzec trywialny. Pozwolę sobie zacytować fragment:
Mówią o mnie dookoła szeptem i na głos
Jaka brzydka z niej dziewczyna nie do wiary wpros
Każda z moich koleżanek jakiś talent ma
A ja nie potrafię śpiewać, tańczyć ani grać.
Ref.
Lecz chociaż jestem brzydka, zapewnić mogę was
Że chłopcy o mnie myślą i dzwonią cały czas
Spotkania wyznaczają przychodzą pod mój dom
A mnie dziewczęta czarownica zwą
… a potem
było najważniejsze:
(…)Moje piękne koleżanki nie zazdroszczę wam
I dlatego może właśnie szczęście w życiu mam.
Śpiewałyśmy
tę piosenkę, każda z osobna, bo przecież każda chciała mieć tę swoją solówkę,
po to, by usłyszeć spadający deszcz komplementów, zaprzeczeń… „Nie! No co ty!
Ty jesteś tak ładna! To nie o tobie. Ale ładnie śpiewasz, tańczy, recytujesz….
Itd.” Żadnej też, Boże broń, nie
interesował ów zawarty na końcu „przekaz moralny”. Chodziło wszak o to, by
usłyszeć te wszystkie komplementy i zapewnienia. To była najlepsza terapia! Człowiek
czuł się szczęśliwy, życie stawało się znośne, uśmiech jak tralala gościł na
twarzy.
Ale
jak długo można śpiewać jedną piosenkę?! Ograła się, znudziła, zginęli ci
chłopcy, powychodziły za mąż tamte dziewczyny…. Czas czynił swoje. I nie wiem, czy ten uciekający czas, czy ten
bieg zdarzeń powodowały, że smutniałam, smutniałam i stałam się taka smutaska.
Piszę smętne, wiersze, powieści, śpiewam smętne piosenki i nawet na pianinie
wygrywam smętne rosyjskie ballady lub
francuskie smętne hymny miłości Edith Piaff….
Dzisiaj powiedziałam sobie: Koniec! Koniec kropka!
Staję przed lustrem i patrzę uparcie. Zmieniam okulary, by kształty wyostrzyć.
Żadnych przekłamań!
Jestem piękna! Zgrabna! Zdolna! Inteligentna!
Skromna!( bowiem skromność skarb dziewczęcia) I jeszcze pięknie śpiewam, gram,
tańczę…. I …. Jestem z Paryża!(ups! ciut! poniosło)
I to się
nazywa samoterapia!! Precz syndromie starzejących się kobiet!! A kysz! A kysz!
A na koniec niechaj zaśpiewa Edyta: „Uparcie i
skrycie! Och życie kocham cię, kocham cię nad życie!
A dla mojego taty:
Ojciec
Ojciec
nie nosił
czarnej
teczki
nie
potrząsał garścią kluczy
Nie
marszczył złowrogo czoła
nie
unosił zdumionych powiek
kiedy
mu oznajmiłam
że
zostanie dziadkiem.
Wieczorami
nie snuł opowieści
o
honorze, bitwie, poświęceniu
ale
śpiewał
rosyjskie ballady
zapomniane
przez system i ludzi
nikt
ich nie słuchał
czasami
z kieliszkiem wódki
kłócił
się o miejsce w życiu
albo
płakał,
bo
serce miał za małe na świat
był
mimozowy
ze
spojrzeniem filmowego amanta
i
sylwetka młokosa
w
wieku pokwitania
wyglądał
cudownie tandetnie
wstawał
ze słońcem
kładł
się z kurami
zasypiając
wszelkie niepokoje dnia
i
zawsze miał czas powiedzieć:
„życie
jest piękne”
Któregoś
dnia posmutniał
spotkał
swój czas
zrozumiał,
że
tylko świat wieczny jest.
Płakał
parkowi i słońcu i ptakom
A
życie było takie piękne…
Zostały
dźwięki Batumi
i
harmonista mi gra
w
wiśniowym sadzie
kiedy
spotykam się z ojcem
po
kryjomu
czasami
przelatuje mi ptakiem
zapachnie
bryzą
albo
wyrywa z nocy uśpionej
krzyczy
z fotografii:
„życie
jest piękne”
Pani Iwono pięknie pani opisuje życie - pod koniec czytania postu łezka zakręciła mi się w oku.........gdy znajdę troszkę czasu przejże niejeden jeszcze wpis - pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziekuję i zapraszam serdecznie! Pozdrawiam (kimkolwiek mój miły anonimowy gość jest)
UsuńPani Iwonko! trafilam na Pani wpis zupelnym przypadkiem.Tez mam taka dusze z problemami.Tez czesto szukam dziury w calym.Szybko sie zalamuje,byle niepowodzenie to juz kleska ,ale ja juz mam duzo lat 73 i moge sobie na to pozwolic.Ale Pani ? zycie jest zbyt piekne zeby sie ciagle zamartwiac.Ja mam syna ktory ma 53 lata.Wczoraj mi powiedzial- co to za roznica 53 a 73.Glupi jakis czy co? Przeciez to dopiero dobry wiek,bo sie juz dosc duzo umie i ma sie doswiadczenie.Ale mysle ,ze to tak jest dopiero na koniec zycia widzimy ,ze to zamartwianie sie funta klakow nie jest warte.Moj blog -na Onecie Moj swiat-zycie codzienne Halina40013
OdpowiedzUsuńPani Halinko1 witam i jest mi bardzo przyjemnie. Zaraz zajrzę do Pani i już się cieszę, bo na pewno znów się czegoś nauczę, zobaczę świat z innej perspektywy... Zapraszam nieustannie.
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam