sobota, 24 maja 2025

Zobowiązania

 


Czasem Marcel, kiedy nie mam czasu, bo właśnie coś muszę, żartuje sobie, usiłując mnie odwieść od owego przymusu:

- Nic nie musisz, - powiada – wszystko możesz.

I Super! W ten sposób syn mój półżartem, półserio mówi mi o tym, że jestem wolnym człowiekiem i zwalnia mnie z obowiązków. Prawie uwierzyłam w te swoją wolność. I zaczęłam świadomiej przyglądać się sobie.

Owszem. Czas wszelkich zobowiązań mam już dawno za sobą.  A przyznam był to czas szalenie intensywny, kiedy miałam zobowiązania wobec dzieci, męża, uczniów, nadwładnych, podwładnych. Ciężar tych zobowiązań był zaiste niebagatelny. Czułam go samą sobą, w sercu, na barkach, w głowie, wytrącał mnie ze snu, budził rano, nie pozwalał zasnąć wieczorem. Był treścią moich myśli, konstytuantą mojego życia. Sprostanie owym zobowiązaniom było absolutnie nieodzowne, priorytetowe i imperatywne. Nic więc dziwnego, że w rzadkich chwilach odetchnienia, potrafiłam myśleć – po pierwsze co dalej, po drugie że jestem zmęczona i marzę o nicnierobieniu. Często wywoływało to we mnie uczucie litości, użalania się nad sobą, nad pędem życia. Eh, jakaż byłam biedna i zaganiana! Bywało, że zobowiązanie więziło mnie, sprawiało, że czułam się niekomfortowo i musiałam się jakoś wyplątać. Na przykład z wydawniczej współpracy. Kładłam na szalę zyski i straty, kombinowałam, walczyłam z sobą, bowiem szala nie potrafiła się przechylić w żadną stronę. Istniało ryzyko, że wycofanie się z takiego zobowiązania może zatrząsnąć moim życiem, zabrać możliwości. Więc znów gdybanie i wewnętrzna walka. I decyzja. Albo zacznę wypełniać zobowiązania wobec kogoś za cenę utraty cząstki siebie, odebrania sobie prawa do wolności, albo wyplączę się z układu, licząc się z tym, że moja tzw. kariera stanie pod wielkim znakiem zapytania. Zaryzykowałam. Jestem wolna od tamtych zobowiązań. Nie było trzęsienia, ani tsunami, choć owa kariera spowolniła, pomeandrowała bocznymi ścieżkami, ale odzyskałam  spokój, przynajmniej jego cząstkę. Co nie znaczy, że wówczas uwolniłam się od zobowiązań w ogóle. O nie. Wciąż byłam obwarowana powinnościami wobec kogoś, czegoś, siebie.

 Dziś myślę, że mimo tego ciężaru, w gruncie rzeczy dzięki nim – owym zobowiązaniom, stałam się osobą dość mocno zdyscyplinowaną, uporządkowaną. Miałam plan, cel i wypracowywałam sposoby jego osiągnięcia. To też sprawiało, że w moim życiu nie było miejsca na nudę.

Dziś myślę też, że niektóre ze zobowiązań sprawiły, że stałam się inną osobą. Zmieniła mi się optyka, w hierarchii wartości nastąpiło istotne przetasowanie. Myślę tu choćby o zobowiązaniu wobec Romy, które uczłowieczyło mnie, otworzyło mi oczy na sprawy ważne. Ona dała mi swą opowieść, dała możliwość wniknięcia w jej życie, dała sposobność uczestniczenia w najbardziej intymnej chwili, kiedy to przenikamy do innej sfery. Dała mi  trudną acz piękną lekcję człowieczeństwa, a ja zobowiązałam się stworzyć opowieść o niej, co z czasem stało się mniej istotne, niż to, że dałam jej swój czas. Zobowiązałam się być z nią codziennie po godz. 11, zobowiązałam się uczestniczyć  w jej odchodzeniu, zobowiązałam się wraz z nią czekać na ostateczność. I to nic, że wszytko inne musiałam odstawić na jakiś inny, może nawet boczny tor, z którego już nigdy się nie wydostałam. Pamiętasz, Romo? Barlinecka Romo, Złota Rybo ze snu swojego ojca – miałyśmy wobec siebie zobowiązania.

Teraz nie ma Romy, dzieci dorosły, każde żyje swoje życie. A ja… Wciąż mam zobowiązania.

Najważniejsze, najtrudniejsze i przepełniające mnie smutkiem – to wobec Mamy. Jestem z Nią, by mogła wierzyć, że cały jej trud, całe poświecenie nie poszły na marne. I choć Ona uważa, że nie jesteśmy Jej nic winni, to ja mam w sobie to zobowiązanie, by zrobić wszystko, żeby była szczęśliwa. Mamo! Czasem jest mi ciężko, czasem brakuje mi cierpliwości, ale chcę jak najdłużej wypełniać wobec Ciebie zobowiązania. Cóż mi po wolności, po multum wolnego czasu, skoro nie będę mogła czuć się potrzebna, cóż mi po wszystkim , skoro ciebie zabraknie. Bądź!

Zobowiązania czynią nas potrzebnymi, ważnymi. Można się wyzbyć ich, zrezygnować, wytłumaczyć sobie na milion sposobów, że nie muszę, ale… czy wówczas życie będzie jeszcze miało sens?

 

2 komentarze:

  1. Anonimowy11:48

    Pięknie Gosiu, oby zobowiązań nigdy nam nie zabrakło 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy15:51

    Oj Gosia Gosia cudowna z Ciebie istota

    OdpowiedzUsuń