Nie pamiętam, kiedy mój egzystencjalny spokój został zburzony przez lęk przed śmiercią. Nie znaczy to, że kiedyś o niej nie myślałam. Myślałam. Ale kiedyś, gdy byłam młoda, miałam skądinąd mylne przeświadczenie, że może się ona trafić na skutek …przypadku. W zasadzie w grę wchodził bodaj tylko wypadek. Nie umiera się ot! tak sobie - myślałam.
Byłam dzieckiem, gdy moja starsza koleżanka zginęła pod kołami wojskowego samochodu. W moim młodzieńczym życiu był to jednostkowy przypadek. Tak wyjątkowy, niewiarygodny a zarazem tragiczny, że na całe lata utkwił mi w pamięci. …Potem zdarzyło się, że umarł ktoś młody…Smutna wieść roznosiła się po mieście lotem błyskawicy. Że dziecko, że zatruło się, że rozpacz, że tyle miało życia przed sobą. Przerażało mnie to, ale szczęściem - mimo wszystko- wciąż ja osobiście daleka byłam od doświadczenia śmierci. Miałam mamę, tatę, babcie, dziadków, wujków i ciocie. Wszyscy mieli się dobrze - przynajmniej ci, którzy w jakiś sposób pojawiali się na mojej orbicie. Śmierć omijała moją rodzinę. Najbliższych. Była jakąś bliżej nieznaną historią. Dawno temu umarła jakaś babka, jakaś ciotka, daleki krewny. Umarli, bo byli starzy. Nażyli się!
W moim dzieciństwie nie
było pasków na ekranie telewizora, na których na okrągło przesuwają się
wiadomości, w których dominują dramatycznej doniesienia: ktoś kogoś zamordował,
mąż żonę, syn matkę, matka dziecko… Zginęło kilkanaście, -dziesiąt osób w
zamachu, wybuchu, ataku, katastrofie, powodzi, tsunami, pożarze… Niezliczone
tysiące śmierci, które - o zgrozo! - robią coraz mniejsze wrażenie. Ludzie co
się stało z naszą empatią! „Dziwna arytmetyka współczucia!”
meldunek o zabiciu 120 żołnierzy
wojna trwała długo
można się przyzwyczaić
tuż obok doniesienie
o sensacyjnej zbrodni
z portretem mordercy
oko Pana Cogito
przesuwa się obojętnie
po żołnierskiej hekatombie
aby zagłębić się z lubością
w opis codziennej makabry
trzydziestoletni robotnik rolny
pod wpływem nerwowej depresji
zabił swą żonę
i dwoje małych dzieci
podano dokładnie
przebieg morderstwa
położenie ciał
i inne szczegóły
120 poległych
daremnie szukać na mapie
zbyt wielka odległość
pokrywa ich jak dżungla
nie przemawiają do wyobraźni jest ich za dużo
cyfra zero na końcu
przemienia ich w abstrakcję
temat do rozmyślania:
arytmetyka współczucia
( Pani Cogito czyta
gazetę Zbigniew Herbert)
Strach rozrastał się we mnie, pęczniał, anektował wolne przestrzenie, wypełniał tkanki, krążył w żyłach. Był wszechobecny.Starałam się żyć ostrożnie, oglądając się za siebie, iść przez życie na palcach jakbym stąpała po kruchym lodzie. Niekiedy udawało mi się zepchnąć strach przed śmiercią w zakamarki umysłu. Ten jednak wyzierał nieproszony, szczerzył zęby, obezwładniał. Czasem bałam się tak bardzo, że pragnęłam, by stało się już. Natychmiast. By już było po. Strach odbierał mi radość życia.
Dzisiaj
(chyba) nauczyłam się z nim żyć. Oswoiłam go. Dzisiaj wiem, że śmierć jest
nieuniknioną konsekwencją, realizacją banalnej prawidłowości, skoro człowiek
się urodził, to musi tez i umrzeć. Nie ma ucieczki, nie ma wyjścia, nie ma
alternatywy. Kiedyś sobie tak napisałam:
Pierwsza śmierć była
jak spełniona apokalipsa
rozrywała żyły
pulsowała w każdym milimetrze
zmęczonego ciała
nie dała żyć
była dniem i nocą
świtem, zmierzchem
snem i śnieniem.
Druga śmierć przyszła spokojnie
nie darła szat
nie toczyła łez
oglądana drugi raz
czasem budziła zdziwienie
że tak wcześnie
że tak cicho
że mogła zaczekać
Trzecia śmierć
była faktem
nie może więc być
tematem oryginalnej poezji
(Trzy śmierci Iwona Żytkowiak)
Też „dryfuje” ze mną ten temat... Czy życie i śmierć jest przypadkiem? To nasze codzienne ludzkie dylematy. Nie jest łatwo:-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń