Pozwalam sobie na niepamięć, innym na niepamięć. Zwłaszcza
najbliższym. Bo nie chcę zawłaszczać niczyjej przestrzeni,
zobowiązywać do czegoś. A zwłaszcza do siebie. Nie chcę, by ktoś miał w
pamięci dni urodzin, imienin, matek rocznic takich i innych. Zwłaszcza, by czuł
się zafrapowany czynieniem prezentów, sprawianiem mi niespodzianek, choć w takie
dni gdzieś podskórnie od rana wyczekuję, że ktoś zadzwoni, że wpadnie. I czasem
tak jest.
- O! Jak miło, że jesteś! Bo
ja całkiem zapomniałam, że to dzisiaj. O! kwiaty! Piękne! Ale nie musiałeś –
robię wszystko, by pokryć zażenowanie. Bo właśnie tak się czuję. Zażenowana. Niekiedy
przydarzy się, że coś przeminie niezauważone przez nikogo lub na drugi dzień
słyszę:
- Dopiero teraz
przypomniałem sobie, że wczoraj było to, czy tamto…
- Nie ma sprawy – spieszę uspokoić.
– Przecież to bez znaczenia.
A przecież nie było bez znaczenia, bo w jakimś momencie
dnia, pomyślałam sobie, że oto mijam niepostrzeżenie. Zaplątana wśród zwykłych
codziennych spraw ludzi mi bliskich.
I teraz tak sobie myślę, że
chyba w tej swojej chęci niesprawiania innym kłopotu czynię błąd.
Bo jak mam pokazać wszystkim, że chcę być dla nich
ważna, chcę uczestniczyć w ich życiu i chcę, by oni
uczestniczyli w moim. Nie chcę być samotną wyspą.
Omijaną obojętnie. Dlatego wołam: To ja! Tu jestem! Czuję! Myślę! Doznaję!
Nie przechodź obok mnie jak obok przydrożnego kamienia. A jeśli
jestem jako ów kamień – w nim też sens i istnienie. A jeśli trzciną
na wietrze – w niej też sens i istnienie. A na domiar jednostkowa
jestem. Jeśli nawet na chwilę, na mgnienie – jestem. Imię mam
swoje, i miejsca naznaczone. Jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz