Przyjechał mój brat. Przyjechał, bo listopad i cmentarz wypada nawiedzić, i przy okazji
siostrę. Wszak każdy ma swoje życie coraz mniej czasu i miejsca w sercu dla
innych. Domy rozrosły się, synowie porośli, dojrzeli. Swoją drogą nie
przeszkadza mi fakt, że co rok jestem starsza – taka kolej rzeczy, nieuchronna
niezmienność ludzkich losów. Jakże świetnie egzemplifikuje się tu filozoficzny
paradoks, że świat jest niezmienny w swej zmienności. Nie zamierzam jednak
filozofować, bo taki ze mnie filozof jak … . Daruję sobie porównanie. Ale
wracając do moich pokrętnych spostrzeżeń. Otóż nie boli mnie fakt, że co rok
jestem starsza, że jakkolwiek optymistycznie nie patrzeć na życie- to
niewątpliwie połowę życia na pewno mam za sobą. Ale boli mnie, może nie tyle
boli, co uwiera i trudno mi przyjąć, że
moi synowie są coraz dalej ode mnie. Radzą sobie bez moich rad, nie potrzebują
głaskania po głowie… Konstruują sobie własne światy i bardziej delikatnie, ale konsekwentnie
i na pewno nieodwracalnie zmieniają sobie „emocjonalne priorytety
Marcel
zapytał:
-Mamusiu! Marcin
to już mnie nie kocha tak mocno jak kiedyś.
Był w tym
pytaniu jakiś cień smutku. Musiałam mu odpowiedzieć. Szukałam słów, aby zarówno
były prawdziwe, ale, by nie zabolały. Nie znalazłam.
- Nie, synku
– powiedziałam bez przekonania. – Po prostu kocha cię inaczej.
Długo w nocy
kołatały mi się wspomnienia z mojego dzieciństwa, mojego brata, dla którego
byłam wszystkim. Przypomniałam sobie jego słowa, kiedy niósł mnie ledwie
przytomną do szpitala i na drodze stanął mu K.
- Jeżeli ona
umrze to cię zabiję.
Dziś ma swoją rodzinę, ja swoją…
Mijamy się w życiu. Bywa.
Nie mam w stosunku do życia wielu oczekiwań. Jest jakie jest. Bardziej dobre
niż złe. Ale chciałabym, by moi synowie umieli się odnajdywać i być ze sobą.
Wszak braćmi sobie są…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz