O czytaniu Stasiuka i o tym, że jestem kim jestem i nic tego nie może zmienić….
zdjęcie z Internetu |
A teraz poczynię sobie ot! taką dywagację. Kiedyś
zdarzyło mi się p o p e ł n i ć taki tekst o kryzysie męskości http://iwona-zytkowiak.blogspot.com/2012/03/czy-nastepuje-kryzys-meskosci-znalazam.html.
Tam( chyba poszukiwałam pewnego konsensusu międzypłciowego).
Coraz częściej zdaję sobie sprawę w jak ogromnym
stopniu coraz bardziej i głośniej dochodząca do głosu ideologia genderu
determinuje działanie, percepcję, ocenę wszelkich form aktywności człowieka.
Nie sądziłam, że stanie się dla mnie zajmujące na przykład ze względu na pisanie. O performatywności płci słyszałam
wcześniej i, choć nie do końca wiedziałam o co chodzi, ale tak na czuja nawet
dość mocno zgadzałam się z twierdzeniami, że płciowość biologiczna dana jest
człowiekowi z natury i tak bywa oraz co za tym idzie, przypisuje się człowiekowi
płeć kulturową. I to ona, choć wtórna ,chwyta człowieka w ryzy od najmłodszych
lat, wyposaża go w cały zestaw instrumentów, stereotypów i kostiumów szytych na
miarę płci. Małej wszakże dziewczynce matka wpaja od najwcześniejszego okresu
świadomości własnego istnienia: „Pamiętaj! NiE ubrudź się. JESTEŚ DZIEWCZYNKĄ.
Nie możesz zachowywać się tak jak jakieś CHŁOPACZYSKO. A potem już przez całe
życie do mózgu sączy się nowe symbole i artefakty, jednocześnie podtrzymując i umacniając
już ugruntowany system, zmierzając do coraz większej polaryzacji kobiecości i
męskości. Tym to sposobem tworzymy sieć dziedzin życia, które coraz bardziej
nas, czyli kobiety i facetów różnicują. I coraz gęściej robi się od rozróżnień
typu: co wypada mężczyźnie, nie przynależy kobiecie. Bywa na odwrót, ale jakoś
rzadziej. I nic więc dziwnego, że owa nierównorzędność tożsamości kobiet i
tożsamości mężczyzn budzi sprzeciw tych pierwszych.
I w moim przypadku tak się zadziało. Powtarzalność
aktów performatywnych w stylu: Jesteś kobietą, więc tobie nie wypada”. „Jako
kobieta, powinnaś to czy tamto”, sprawiła, że nie umiem inaczej. Myślę jak
kobieta, robię jak kobieta, czytam przez pryzmat kobiecych doświadczeń, a w
końcu piszę jak kobieta. I właśnie przez ten fakt wciąż będę na pozycji
niższej, a jeśli już, będę musiała wciąż udowadniać, że to, co kobiece
niekoniecznie musi być gorsze.
- Dlaczego się tym zainteresowałaś? – zapytał mój mąż, kiedy ślęczałam
wieczorem nad klawiaturą, raz po raz przywołując go, by czytać mu sprodukowane
przed chwilą zdania.
Dlaczego? Bo
mu – temu Stasiukowi –zazdroszczę. Że tak pisze i nie tyle, że jest to jakieś
arcypisanie, choć oczywiście jest, ale to, że on jako facet może napisać tak czy
siak, a ja nie. Że jemu dostępne są peryferia wszelkie, a mi nie bardzo. Że on
może sobie pozwolić na „zwyczajność”, która z uwagi na to, że jest jego zwyczajnością,
dla mnie zawsze pozostanie egzotyczna. Że może pisać sobie dosadnie i krwiście,
a ja nie, bo jak to miałoby się do tej kobiecej estetyki. Jasne, nikt mi nie
zabroni, papier wytrzymały (komputer jeszcze bardziej), ale nie będzie w tym
autentyczności i szczerości. I zazdroszczę mu też tego, że ja jego przeczytam,
ale ona mnie nie. I co z tego, że nie tylko mnie…
PS. Od
autorki, czyli sobie jeszcze napiszę: Nie dokonuję analiz, interpretacji , nie
szukam tropów, powiązań i odniesień, bo się najnormalniej na tym nie znam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz