niedziela, 31 marca 2019

Uwielbiam uwielbiać, czyli moje małe fascynacje


Często jestem słomiany ogień, choć w moim wieku powinno już wszystko wyglądać inaczej. Powinnam mieć wszystko poszufladkowane, pooddzielane ziarna od plew, poplanowane. Co się nie sprawdziło – winno zostać wyrugowane, co dało pozytywne efekty – powielone.  Ot, taka  wyrobiona, przepracowana w sobie ścieżka życia.  I w  takim oto stanie, w tym wieku, kiedy to już dzieci porodziłam, wnuki posiadam,  nie mniej ni więcej,  ale w totalnej stabilizacji sprawdzonych prawd, wyklarowanych stanowisk, poglądów, winnam spokojnie dryfować do bezpiecznego portu, czyli do końca. Nie poddawać się szkwałom, ba! omijać jak diabeł święconej wody. Nie ryzykować. Nie poddawać się chwilom. Zbytnio nie emocjonować. Słowem - nie szaleć.  Żadnej brawury ( z tą brawurą, to może mnie nieco poniosło, ale wiadomo o co chodzi – wszystko stosowne do wieku).
A tymczasem. Wbrew temu wszystkiemu co wyżej, zachowuję się niczym dzierlatka. Nie usiądę na przysłowiowym tyłku. Wciąż się zadziwiam. Czymkolwiek. Wciąż i wciąż odkrywam nowe fascynacje.
I tak na przykład:
Fascynuję się codziennymi spacerami.  Uwielbiam włóczenie się po moim mieście. Koleżanka powiedziała kiedyś do mnie:
- Gośka! Ty jesteś taka łajza barlinecka.
Powinnam się obrazić za tę "łajzę",  ale potem sama, nie bacząc na nie najlepsze konotacje słowa,  zaczęłam tak o  sobie mówić, bo przecież w rzeczy samej łazęgowanie było mi wówczas przypisane  i stało się dla mnie fascynujące. Zwłaszcza, że Barlinek to nie Paryż, rzut beretem w jedną, rzut beretem w drugą stroną. Ale nieważne. Meandrując uliczkami, zaglądając ludziom do okien, do ogrodów,  zdumiewały mnie miejsca, o których istnieniu nie wiedziałam: widok na miasto, kawałek poniemieckiego bruku, wykusz w oknie, kartusz nad balonem z datą i jakimś akantowym ornamentem, zachwycało mnie wszystko i obiecywałam sobie, że „od dzisiaj będę spacerować codziennie”, będę wkodowywać do głowy obrazy. I tak było.
Potem mijało mi, bo brak czasu, bo niepogoda, albo kaprys...
Ale po jakimś czasie, całkiem przypadkiem trafiłam na jakąś nieznaną mi wcześniej wieś. I naraz pełna entuzjazmu dochodziłam do wniosku, że uwielbiam takie wyprawy. I dalej ruszałam w poszukiwaniu nowych, nieodkrytych przeze mnie miejsc. A tam, ukryte za porośniętym bluszczem płotem ruiny jakiegoś pałacu, jakaś wieża warowna z czerwonej cegły i straszące czarnymi jamami dziury po oknach, za którym kiedyś tętniło jakieś życie. Przedzierałam się z duszą na ramieniu przez tajemnicze, zarośnięte ogrody, trafiałam na porośnięte bluszczem drzwi, zaryglowane na amen. I obiecywałam sobie, że jak tylko wrócę, zgłębię tajemnice tych miejsc.I znów popadałam w fascynującą eksplorację historii, grzebałam w źródłach, podpytywałam… W głowie kłębiły mi się opowieści. Część z nich zawłaszczyłam i osadziłam w moich powieściach, część do dziś tkwi zmagazynowana w mojej głowie.  Do teraz. Do jutra. Do kiedyś.
Eh! Uwielbiałam takie wyprawy. Były fascynujące!
 I dalej…
Z innej beczki! Mojej przyjaciółki przyjaciółka  wyczytała z jakiś mądrych źródeł, że burak czerwony, a zwłaszcza zakwas z niego dobry na wszystko: na krew, wolne rodniki, na cholesterol, na wieczną młodość i etc. I ja już w te pędy zafascynowana odkryciem co tydzień zakwas czynię. I dalej młodnieć, zdrowieć. Uwielbiałam patrzeć jak młodnieję i zdrowieję.
Ale po jakimś czasie… zabrakło zakwasu, bo zapomniałam kupić buraków, bo niepogoda albo kaprys.
Innym znów razem ćwiczenia zaczęłam uskuteczniać. Żeby brzuch spadł, by piersi poszły w górę, łydki nabrały kształtów i łódeczki w okolicach obojczyków się pogłębiły. Dalej więc wyciskać ciężary, robić deski, wykroki, balansować na piłce, rozciągać gumy nad kolanami, pod kolanami, dla bicepsa, tricepsu i innego – cepsu… Uwielbiałam patrzeć w lusterku jak mi się mięśnie zarysowują pod warstwą niechcianego tłuszczu. Ale jak to bywa… zabrakło czasu, chęci, a jeszcze katar i chandra jesienna.
To znów znalazłam inną fascynację. Po świecie będę jeździć! Gdzie się da, byle dalej od domu! Polska nie Polska. Góry, morza, miasta, uliczki, pola, rozległe panoramy. Uwielbiałam moment pakowania, a potem cały ten podróżny rozgardiasz. Hotele, pociągi- terkotanie kół żelaznych kół po torach,  samoloty – zatykanie w uszach, niepokój w trzewiach,  śniadania w pełnej kosmopolitycznego tłumu restauracji, zagubienie w tłumie albo samotność na górskich szklakach. Ludzi nieznanych, poznanych i niepoznanych… Ale po jakimś czasie, zabrakło pieniędzy, nie sprzyjały okoliczności.
I kolejne fascynacje. Większe, mniejsze. Banalne i mniej banalne. Ciekawsze i mniej ciekawe…  Uciążliwsze dla otoczenia jak i mniej uciążliwe, jak na przykład śpiewanie przy wtórze pianina „Tak jak malował pan Chagall” albo męczenie Czardaszem Montiego (zwłaszcza, że palce sztywne i niewyćwiczone), wstawanie o trzeciej w nocy, by pisać ( a przy okazji cała okolica raczona była zapachem pieczonego mięsa, bo przecież obiad rzecz święta), czytanie tylko literatury skandynawskiej albo tylko polskiej, robienie smoothie na śniadanie albo zajadanie się krewetkami, albo awokado, bo bogate w dobre kwasy, dzierganie serwetek na szydełku, słuchanie Zębatego ( chociaż wszystko już znam na pamięć), zaczytywanie się w poezji Tkaczyszyna – Dyckiego albo innego poety, o którym wcześniej nie miałam pojęcia, kupowanie przewodników albo kolejnych sukienek w stylu boho, słuchanie Julii Pietruchy lub Jazz Divas ( z Nine Simone na czele) albo francuskiego akordeonu…
I tak mam co rusz!
Ale to chyba lepiej niż marudzić, utyskiwać, zżymać się na wszystko, szukać dziury w całym i smęcić, smęcić , smęcić…  Życie jest jakie jest. A najważniejsze, że ja wciąż mam coś przed sobą,  jest tyle rzeczy fascynujących…

2 komentarze:

  1. Anonimowy14:31

    After checking out a number of the blog articles on your blog, I truly like your way of writing a blog.
    I saved as a favorite it to my bookmark website list and will be
    checking back in the near future. Take a look at my website
    as well and let me know your opinion.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń