Czy istnieją ( w nas) granice?
Może i jestem nie pierwszego kwiatu. Może nie urodziłam się w wielkiej
metropolii. Nie mieszkam w centrum kultury i nauki. Może nie wykołysały mnie
ręce włoskich bon, nie kształciły francuskie guwernantki. Ale przecież (mam
takie mniemanie o sobie), nie wypadłam znów sroce spod ogona, nie urodziłam się
w Dziebiurkowie, gdzie wrony zawracają. Ba! Zdarzyło mi się nawet jakoś tam
wykształcić, ukończyć jakąś filologię, jakąś filozofię, jakiś IBL PAN. Ba! Zdarzyło mi się nawet gdzieś tam być i bywać. I czytać potrafię, i wybieram,
co czytam, i całe życie palcami, sumiennie i wnikliwie oddzielam ziarna od
plew. Te moje zmagania czasem się udają, a czasem, pożal się Boże! Ale cóż!
Zaciskam dłonie w karby i dalej! Staram się prostować ścieżki! Analizować, przemyśliwać, tam,
gdzie się da – naprawiać, co sknociłam za sprawą zwykłej, ludzkiej ułomności.
Dlaczego zatem coraz mniej
rozumiem świat? Dlaczego nie śmieszą mnie zdjęcia - postrzeganych przeze mnie jako nobliwe
persony – ludzi w toalecie, na sedesie, w wątpliwej estetyki anturażu? Dlaczego nie bawią mnie fotografie wnętrz, talerzy, szaf i nie daj
Boże, wyprysków, trądzików, ran, chirurgicznych szwów, wenflonów wbitych w
żyły? Dlaczego nie rozumiem Ludzi, którzy piszą, że – z przeproszeniem – mają obstrukcję,
katar taki, czy siaki ( nie szczędząc przy tym szczegółowych opisów). Na litość. Ja przecież wiem, że mądrzejszy
ode mnie wieki całe temu napisał, że nic, co ludzkie, nie jest obce. Ale może
nie spodziewał się, że nadejdą czasy, w których przydałby się suplemencik:„Nic, co ludzkie, nie jest mi obce. Ale też wszystko co ludzkie, nie jest piękne”. Zwyczajnie. Przecież nie wszystko jest na pokaz, nie wszystko jest na sprzedaż.... A może się mylę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz