poniedziałek, 30 marca 2015

Łatam dziury w całym



Skąd jestem? Kim jestem? Dokąd zmierzam? – pytania nasuwały mi się intuicyjnie, chyba od zawsze, a przynajmniej:
- Primo! – od momentu, kiedy  zaczęłam do swojego życia podchodzić refleksyjnie,
- Secundo! – kiedy zaczęłam pisać i wymyślać postaci. Miałam świadomość, że człowiek nie pojawia się ot! tak sam z siebie, nie znajduje się go w kapuście, nie wyskakuje sroce spod ogona. Życie, sposób patrzenie na świat, wszelkie filtry, które uruchamiają się w każdym z nas determinowane są ową genealogią
– Tertio! – zanim napotkałam obraz Gauguina

o tym samym tytule ( tyle tylko, że formy czasowników są w liczbie mnogiej). Obraz ( nota bene jeden z najbardziej rozpoznawalnych) stawia  jedne z podstawowych pytań o cel, sens ludzkiego życia. Pytanie skierowane ku światłemu światu Zachodniej Kultury było o tyle dziwne, by nie rzec kontrowersyjne, że sam autor odpowiedzi na owe pytania szukał w oddalonych od zachodnich cywilizacji wyspach Oceanii). Mało! Ponoć znalazł je – mianowicie owe odpowiedzi na pytania, choć filozofowie i inni myśliciele uznali, że stawiane pytania należą do tych, co dla których poszukiwanie odpowiedzi pozostanie czcze i bynajmniej nie po to są, by na nie odpowiedzieć, ale by o nich dywagować w różnych formach.
Tym bardziej chwała jemu i cześć!
Ja zaś vanitas vanitatum et omnia vanitas, przypomniawszy sobie ten obraz, podjęłam kaleką próbę zrekonstruowania i reinterpretacji owego obrazu ( w zasadzie przesłania, które  się z niego wydobywa).
Fundamentalne pozostają dla mnie pytania o tożsamość. Abstrahując od wszelkich tekstów kultury – mniej bardziej intelektualnych – zdaję sobie sprawę z faktu, że im jestem starsza, tym częściej uświadamiam sobie potrzebę konkretyzowania własnej tożsamości. Potrzebę potwierdzenia owych odwiecznych prawd, które są niczym innym jak w różnym stopniu wypadkową indywidualnej próby poszukiwania odpowiedzi  na powyższe pytania, ale i  faktów zastałych w świecie rzeczywistym ( cokolwiek pod tym określeniem się zmieści) Dlatego też piszę powieści, których bohaterowie posiadają własną genealogię, owo drzewo genealogiczne, na którym porastają choćby jako „dziczka”. W moim mniemaniu, choć pytania „Skąd jestem” , i drugie „Dokąd idę? pozostaną fundamentalne, nie uda się  żadna próba odpowiedzi, jeśli po drodze nie zatrzymany się nad odpowiedziami: „jak?”, „dlaczego?”, „po co?”. To one są konstytuantą naszego życia. Bo to one determinują nasze życiu „tu i teraz”. 
Dlatego w moich powieściach zawsze jest bohater/ -ka, która posiada genealogię, jest „skądś”, i to jaka jest determinowana jest owym „skąd przyszła”, ale są i inne znaki zapytania.
- Szukasz dziury w całym – powiedziała mi kiedyś pewna kobieta na jednym spotkaniu.
- Nie! – odpowiedziałam jej. – Ja łatam dziury w całym…

wtorek, 10 marca 2015

Co prawda, to  prawda


Nigdy nie napiszę bestselera! Chociaż wiem, co to jest, i jak się doń zabrać. Mam oczytanie, obycie, oprzyrządowanie językowe, świadomość czasu, miejsca, trednów… Cholera! Mało wiele nie mam! Brakuje mi nazwiska, skandalu, kontrowersji, która bodłaby w oczy, uwierała jak kamyk w bucie, dokuczyła jak giez „na rozległej płaszczyźnie czterech liter kobyły” ( nie chciałabym używać trywializmów w stylu „na kobylej dupie”). Piszę, szukając prawdy życiowej, która byłaby spójna z tym, co widzę i z tym co myślę. Była – jeśli nie prawdziwa, to prawdopodobna. Piszę, szukając umocowania w historii – tej bliskiej, indywidualnej,tej – ciut dalszej, ocierającej się o Wielką Historię, która zdeterminowała losy tych najmniejszych, nieświadomych „ dziania się” ludzi.  Piszę z wielkim szacunkiem do języka.Nie dając się ponieść przypadkowym konotacjom, obowiązującym modom, konceptualnym rozwiązaniom. Bo nie o oryginalność mi idzie, nie o tani populizm mi idzie, nie o banał mi idzie…. Ale o wyrażenie tego, co w duszy gra, co natknęło się na mnie, bez mojej woli i wiedzy, co nie dało mi spać, żyć…Co nakazało mi pisać.
Nie pozostaję wolna od błędu…Wciąż uczę się i uczę i wciąż jeszcze wiele nie umiem…