niedziela, 18 października 2015

Kochany, kochany lecą z drzewa jak dawniej kasztany….

Kochany, kochany lecą z drzewa jak dawniej kasztany….

Nie pamiętam, jaki był maj tego roku. Pewnie ładny, bo nic szczególnego nie utkwiło mi w pamięci. Ani że ciepło, ani że zimno. Prawie nic. Bo oto pamiętam zielone zawiązki kasztanów… Pojawiły się zaraz po kwitnieniu, tym przecudnym, gdy to kremowe kwiaty z frymuśnymi, postrzępionymi płatami, z żółtymi słupkami, zebrane w gęste wiechy wyglądały tak pięknie, że oczy trudno od nich oderwać. Od tego mnóstwa, od tego zapachu, od tego lepu.  I oto w takich okolicznościach przyrody jak zwykle pomyślałam o maturze. Już nie swojej, bo przecież człowiek nie powinien wciąż wracać i wracać. Nie można wszak wciąż podążać za wspomnieniami, grzebać w pamięci. Bo po co! Życie jest tu i teraz. I przecież zawsze jest w nim coś absolutnie fascynującego. Pomyślałam o tych wszystkich młodych  ludziach mijanych na ulicach, ubranych elegancko, z głowami pełnymi pięknych wizji. I wcale, ale to wcale im nie zazdrościłam młodości, możliwości… Tylko uśmiechałam się do nich i w duchu życzyłam im wszelkiego spełnienia.
Maj pachniał. Piersi pełne szczęścia, głowa w chmurach, kto by tam chciał spoglądać na ziemię!
Jakoś po kilku dniach pod nogi wpadł mi młody kasztan! Ba! Kasztaniątko! Małe i cherlawe, ledwie co związane w zieloną kulkę, z wypustkami, które kiedyś miałyby szansę stać dorodnymi kolcami. Miękkie, niepozorne… A wokół maj królował niepodzielnie…
Dzisiaj wracałam z Majką ze spaceru. W powietrzu wilgoć październikowa. I złota na drzewach, i czerwieni....I szelestu liści, i łopotania skrzydeł odlatujących ptaków. Jesieni zatrzęsienie! I znów mi wpadł kasztan pod nogi, a inne leżały… z pękniętą skorupą obnażającą wnętrze. Aksamitne i lśniące. Pełne i dojrzałe. Z kolcami wyostrzonymi, ale przywiędłymi już na tyle, że nie potrafiły uchronić tajemnicy wnętrza.  
I naraz przywiódł mi się do głowy obraz tamtego majowego… Obraz  tak odległy, że aż dziw! I wcale nie minęło jakby z bicza strzelił! I pomyślałam:„ Ile czasu minęło? Ile się zdarzyło? Ile dobra i radości,  a może  nawet i szczęścia?” I pomyślałam: „Jaki czas łaskawy, że tak spowolnił i, że tyle dał.” I pomyślałam: „Jak pięknie jest żyć! Jesienią też pięknie! I pięknie jest czekać na wiosnę”. I pomyślałam: „Oj chciałoby się jeszcze wiele takich jesieni i wiosen”. I pomyślałam:„ Jak dobrze jest się tak zżyć ze swoim życiem”. I jeszcze  coś sobie pomyślałam…, ale pewne myśli niechaj zostaną we mnie…



1 komentarz: