O odpowiedzialności za słowa pisane….
 |
| zdjęcie z Internetu |
Lubię kolor różowy ( chociaż w moim wieku ponoć siara lubić ten kolor i
dlatego prawie zawsze noszę się na czarno), lubię stare przeboje, lubię płakać na
filmach i lubię pisać esemesy. Mogłabym wymieniać jeszcze całemnóstwo rzeczy,
które lubię, ale nie w tym rzecz. Rzecz jest w tym czego nie lubię. I chociaż
wiele tego nie ma, to uciążliwe jest jak ów przysłowiowy giez. Nie lubię
wszelkiej anonimowości, która, jak się ich autorom wydaje, uprawnia do
wygłaszania prawd, ferowania wyroków, wyrażania opinii. Co gorsza często- gęsto
brak w tym ładu i składu; pokaleczony język, niepoparte niczym sądy. Tak jest w
przypadku internetowych forów, czy też
fejsbukowych wpisów, komentarzy i etc. gdzie tworzy się konto bez imienia i nazwiska, bez zdjęcia, z jakimś
popapranym Nickiem ( czy jak zwał tak zwał). I taki ktoś pluje jadem, toczy
toksyny, zaraża. Zawsze obiecuję sobie, by nie wejść w jakąkolwiek
dyskusje z takim owym, ale nie zawsze mi
się to udaje. I znów potoczyłam wymianę zdań o wierszu jednego takiego. Nie
usiłowałam radzić, oceniać, ale ot!
tylko podzielić się spostrzeżeniem. I co? Zrobiła się z tego pyskówka, a na koniec delikwent
powiedział mi, że jestem cytat: pojebana, że powinnam się leczyć, że jestem
popierdolona, i w ogóle jak można z kimś
takim (jak ja) żyć. Potem nastąpiła lista życzeń z jego strony dotyczących tego, co powinno
mnie spotkać. A wszystko działo się tak szybko, że zanim zorientowałam się, że
mnie cholera jasna po prostu obraża i muszę go zablokować, to jeszcze mi się
dostało.
I niby nic. Wszak wiem, że ludzie
są jacy są, ale krwi mi popsuło, popsuło dobry nastrój i w ogóle wkurzyłam się.
A teraz Apel! Drodzy Anonimowie i Anonimki trzymajcie
się ode mnie z daleka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz