piątek, 28 lutego 2014

O odpowiedzialności za słowa pisane….

zdjęcie z Internetu

 Lubię kolor różowy ( chociaż w moim wieku ponoć siara lubić ten kolor i dlatego prawie zawsze noszę się na czarno), lubię stare przeboje, lubię płakać na filmach i lubię pisać esemesy. Mogłabym wymieniać jeszcze całemnóstwo rzeczy, które lubię, ale nie w tym rzecz. Rzecz jest w tym czego nie lubię. I chociaż wiele tego nie ma, to uciążliwe jest jak ów przysłowiowy giez. Nie lubię wszelkiej anonimowości, która, jak się ich autorom wydaje, uprawnia do wygłaszania prawd, ferowania wyroków, wyrażania opinii. Co gorsza często- gęsto brak w tym ładu i składu; pokaleczony język, niepoparte niczym sądy. Tak jest w przypadku internetowych forów,  czy też fejsbukowych wpisów, komentarzy i etc. gdzie tworzy się konto  bez imienia i nazwiska, bez zdjęcia, z jakimś popapranym Nickiem ( czy jak zwał tak zwał). I taki ktoś pluje jadem, toczy toksyny, zaraża. Zawsze obiecuję sobie, by nie wejść w jakąkolwiek dyskusje  z takim owym, ale nie zawsze mi się to udaje. I znów potoczyłam wymianę zdań o wierszu jednego takiego. Nie usiłowałam radzić,  oceniać, ale ot! tylko podzielić się spostrzeżeniem. I co? Zrobiła się  z tego pyskówka, a na koniec delikwent powiedział mi, że jestem cytat: pojebana, że powinnam się leczyć, że jestem popierdolona,  i w ogóle jak można z kimś takim (jak ja) żyć. Potem nastąpiła lista życzeń  z jego strony dotyczących tego, co powinno mnie spotkać. A wszystko działo się tak szybko, że zanim zorientowałam się, że mnie cholera jasna po prostu obraża i muszę go zablokować, to jeszcze mi się dostało.
I niby nic. Wszak wiem, że ludzie są jacy są, ale krwi mi popsuło, popsuło dobry nastrój i w ogóle wkurzyłam się. A teraz Apel! Drodzy Anonimowie i Anonimki trzymajcie się ode mnie z daleka!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz