-
Janka! – zawołała Aśka, targając w ręku wielkiego jak palma wielkanocna kwiata,
obwiązanego w sizale, zakutanego jakimiś nitkami, niteczkami, koralikami… –
Janka! Stój! Chcę ci złożyć życzenia! Przecież dzisiaj kończysz … lat! Noo! Janka!
Aśka
dorwała się obściskując i namacując wszelkie oponki, wałeczki, zaglądając
głęboko w nieco zapadnięte oczy, których kąciki rozszczepiały się promieniście
w wiązki kurzych łapek, cmokała w poliki pokryte make- upem niczym stare meble
politurą…
-
To ja ci życzę w dniu twoich ( tu pada fatalna liczba) urodzin: pieniędzy, zdrowia,
wnuków, wnuczek itd., itd., zapominając zupełnie o życzeniu szaleństwa, miłości, fantazji, spełnionego seksu,
nieprzespanych nocy…
Janka popatrzyła na koleżankę
ze smutkiem pomieszanym z litością i pogardą. Zwłaszcza w chwili, gdy ta z niefrasobliwością
właściwą trzydzistoparolatkom wycedziła koniec końców te przeżyte lata. Chciała
złapać tego badyla, tego monstrualnego kostura, tego ostentacyjnego krzaczora i
cisnąć go w cholerę jasną, co by jej nie przypominał tych lat, ale też i
dlatego, by pokazać tej głupiej Aśce – sruli i gówniarze, tej smarkatej, tej
dzierlatce, że POWAŻNEJ KOBIECIE ŻYCZEŃ URODZINOWYC SIĘ NIE SKŁADA, a jeśli już
to w żadnym! ale to w absolutnie żadnym wypadku NIE WYMIENIA SIĘ LICZBY LAT.
Psia mać!
Ostatni raz obejdę ostanie -dzieści,
zacznie się pierwsze -dziesiąt. Za rok. Ludzie, a chyba w szczególny sposób
kobiety mają wyjątkowy dar do zajmowania się rocznicami, swoimi urodzinami,
Nowymi Rokami (J), końcami czegoś i początkami czegoś. Wtedy
to właśnie snują refleksje, dokonują rozrachunków. Analizują, rozdrapują,
jątrzą, obwiniają się za rzeczy nieudane, karcą za te niewydarzone. I tak
wpędzają się w kolejne stany depresyjne, kładąc sobie na głowie świat swój, ich
( czyli mężów) i ich ( czyli dzieci) i nic dziwnego że ciąży im na sercu, duszy
ów kolejny krzyżyk. Nie dziwne więc, też, że kryją swój wiek, bowiem różnie to
bywa z tym bilansem. Bywa, że jedna, czy druga dojrzała czterdziestka, ma taki
bagaż doświadczeń, dokonań, które w żaden sposób nie konweniują z owym licznikiem.
A bywa i tak, że czas odznaczył się na twarzy, figurze, włosach i oczach, a za
liczbą lat…pustka.
Kobiety o wiek się nie pyta –
powiadają. A dlaczego nie! Zapytacie mnie, ile mam lat? Z przyjemnością
odpowiem: zaraz skończę czterdzieści dziewięć. I co?! Korona z głowy mi nie
spadła. Mam czterdzieści dziewięć lat. I to akurat tyle, że zdążyłam dobrze
wyjść za mąż za faceta, dzięki któremu jestem tu gdzie jestem, mam to co mam i
mogę robić, co lubię. Zdążyłam urodzić wspaniałych synów w liczbie – cztery
sztuki, skończyłam wiele szkół, otoczyłam się niemałym gronem ludzi bliskich, w
tym znajdą się ci, których mienię PRZYJACIÓŁMI. Napisałam kilka powieści i
kilkadziesiąt a może i kilkaset wierszy. Przeczytałam setki, a może i więcej
dobrych rzeczy, zachwyciłam się tyloma dźwiękami, że sama zaczęłam grać… na
czym popadnie. Byłam tu i ówdzie…
A żeby nie tak lukrowato, słodko i mdląco, bo (od
nadmiaru słodyczy niedobrze się robi) a poza tym: przecież powiadają, „cymbał
kto chce, by w życiu było łatwo” doznałam i smutku rozstania, i rozczarowań, i stoczyłam
wiele bitew z życiem, biorąc od niego nieraz cięgi, ale niekiedy udało mi się
wyjść z tych potyczek obronną ręką. Bywało, że uchodziłam pokiereszowana, długo
liżąc rany…
No cóż! Czymś trzeba
wypełnić ową formę życia! By nie pozostała pusta…
Fajnie jest mieć
urodziny! Mam co świętować! Póki co …
odliczam!
kiedy
stałam się na ziemi
Pan
Bóg zrobił sobie drzemkęi jeszcze się nie obudził
czterdzieści lat - to dla Niego moment
i tak jestem na tym świecie
bez
porządku bez zamysłui tak jestem po omacku
kopiuję życie miliona innych żyć
ale
kiedy się Pan Bóg już ocknie
i
w popłochu spoglądnie na ziemiędojrzy w tłumie błądzące samotnie
chaotyczne zdziwione istnienie
i
poprosi mnie Pan Bóg do siebie
na prywatną rozmowę w dwa sercapoda rękę, otworzy mi oczy
zaprowadzi mnie prosto do nieba
potem
wróci do siebie zdumiony
że
umknęło coś Jego uwadzewszystkich poznał - milionów miliony
tylko ja -
ni stąd ni zowąd
***
biegłam
szybko przed siebie
dystans
długi – czterdzieści i ileś latbiegłam na przełaj, na oślep, na czas
biegłam mimo wszystko
wokół nie było nikogo
droga wiła się, kłębił się las
nie spojrzałam czy za mną jest ktoś
nie sprawdzałam ile już jest za
biegłam
- choć nieraz brakowało tchu
biegłam tym szaleńczym pędemludzie z politowaniem kiwali głowami
odpocznij - słyszałam tam i tu
a
ja - nie- ja chciałam przegonić
czas,
śmierć, nieszczęście i złoi wierzyłam że mogę uchwycić
życia sens
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz