Kochany,
kochany lecą z drzewa jak dawniej kasztany….
Nie pamiętam, jaki był
maj tego roku. Pewnie ładny, bo nic szczególnego nie utkwiło mi w pamięci. Ani
że ciepło, ani że zimno. Prawie nic. Bo oto pamiętam zielone zawiązki kasztanów…
Pojawiły się zaraz po kwitnieniu, tym przecudnym, gdy to kremowe kwiaty z frymuśnymi,
postrzępionymi płatami, z żółtymi słupkami, zebrane w gęste wiechy wyglądały tak
pięknie, że oczy trudno od nich oderwać. Od tego mnóstwa, od tego zapachu, od
tego lepu. I oto w takich okolicznościach
przyrody jak zwykle pomyślałam o maturze. Już nie swojej, bo przecież człowiek nie
powinien wciąż wracać i wracać. Nie można wszak wciąż podążać za wspomnieniami,
grzebać w pamięci. Bo po co! Życie jest tu i teraz. I przecież zawsze jest w nim
coś absolutnie fascynującego. Pomyślałam o tych wszystkich młodych ludziach mijanych na ulicach, ubranych
elegancko, z głowami pełnymi pięknych wizji. I wcale, ale to wcale im nie zazdrościłam
młodości, możliwości… Tylko uśmiechałam się do nich i w duchu życzyłam im
wszelkiego spełnienia.
Maj pachniał. Piersi pełne szczęścia,
głowa w chmurach, kto by tam chciał spoglądać na ziemię!
Jakoś po kilku dniach
pod nogi wpadł mi młody kasztan! Ba! Kasztaniątko! Małe i cherlawe, ledwie co związane
w zieloną kulkę, z wypustkami, które kiedyś miałyby szansę stać dorodnymi
kolcami. Miękkie, niepozorne… A wokół maj królował niepodzielnie…
Dzisiaj wracałam z Majką
ze spaceru. W powietrzu wilgoć październikowa. I złota na drzewach, i czerwieni....I
szelestu liści, i łopotania skrzydeł odlatujących ptaków. Jesieni zatrzęsienie!
I znów mi wpadł kasztan pod nogi, a inne leżały… z pękniętą skorupą obnażającą
wnętrze. Aksamitne i lśniące. Pełne i dojrzałe. Z kolcami wyostrzonymi, ale
przywiędłymi już na tyle, że nie potrafiły uchronić tajemnicy wnętrza.
I
naraz przywiódł mi się do głowy obraz tamtego majowego… Obraz tak odległy, że aż dziw! I wcale nie minęło
jakby z bicza strzelił! I pomyślałam:„ Ile czasu minęło? Ile się zdarzyło? Ile
dobra i radości, a może nawet i szczęścia?” I pomyślałam: „Jaki czas
łaskawy, że tak spowolnił i, że tyle dał.” I pomyślałam: „Jak pięknie jest żyć!
Jesienią też pięknie! I pięknie jest czekać na wiosnę”. I pomyślałam: „Oj
chciałoby się jeszcze wiele takich jesieni i wiosen”. I pomyślałam:„ Jak dobrze
jest się tak zżyć ze swoim życiem”. I jeszcze
coś sobie pomyślałam…, ale pewne myśli niechaj zostaną we mnie…