Trudno się pogodzić ze zniknięciem Świętego Mikołaja
-
A jak tam u pani Mikołaj? – zapytała mnie znajoma kasjerka z marketu, który odwiedzam niemal codziennie. Raz dlatego, że tu
najbliżej. Dwa dlatego, że najtaniej.Jakiś czas temu nauczyłam się kupować tam gdzie taniej.Policzyłam, ile
tracę na zakupy produktów w ekskluzywnym
sklepie, które w nieco mniej ekskluzywnych dyskontach kosztują o niebo mniej. A kiedy okazało się, że ów „naddatek”po kilku wycieczkach jest na tyle znaczny, że
mogę sobie pozwolić na „extra” waciki, chętniej korzystam z oferty rzeczonego
pobliskiego marketu. (Mniejsza jednak o owe poślednie dywagacje. Rzecz ma się
rozbijać o Świętego Mikołaja i pytanie
pani kasjerki z pobliskiego marketu).
-
Był już? Czy dopiero będzie? – spytała pani, sprawnie skanując i przerzucając na
taśmie mąki, sery, tabletki do zmywarki, pęczki zielonego i zgrzewki
niegazowanej wody mineralnej. Od czasu do czasu zatrzymywała się, burcząc pod
nosem, bo cholerny kod nie wchodził w skaner. Ale to tylko na moment, bo zaraz uśmiechała
się, łypiąc na mnie ciekawskim wzrokiem i czekając na odpowiedź, co z tym
Mikołajem.
-
A Mikołaj! Rzeczywiście! Dzisiaj Mikołaj! Szósty grudnia! – zmitygowałam się. I,
pakując sprawunki do reklamówki, nie odrywając przy tym wzroku od tej prostej
czynności, usiłowałam ułożyć jakąś zgrabną odpowiedź. Raz – na tyle zgrabną, by
nie zdemaskować się że c h o l e r a j a
s n a ! Ż a d e n p i e p r z o n
y M i k o ł a j u m n
i e n i e b y ł!. Dwa, by w oczach pani wciąż zachować
twarz, bo pani, ilekroć widzi mnie między
półkami, wzdycha i mówi: „pani to na pewno jest bardzo szczęśliwa i ma pani
wszystko, co dusza zapragnie. A ja? Tylko kasa, kasa, kasa…” Nigdy nie
zapytałam, czy owa „kasa”, to de facto kasa, czy owa „kasa” to po prostu „cash”
– takie polskie złotówki (byle dużo). Więc jąkając się nieco, mówię tonem
silącym się na intrygujący:
-
Hmm… – poprawiam przy tym niesforne
kosmyki włosów błąkające się przed oczami. W myślach ćwiczę teatralną kwestię
pod tytułem, jak odegrać rolę kobiety spełnionej, pełnej seksapilu, pewności i,
nachylając się całkiem nieznacznie w stronę pani w czarnej koszuli z wyszytym
na kieszonce logo firmy, odpowiadam na to c h o l e r n e pytanie związane ze Świętym
Mikołajem. Skanduję przy tym każdą głoskę:
-
B ę d z i e w i e c z o r e m, p a n i
B e a t k o! Wieczorem! – dodaję z
naciskiem. Zaraz też szybko pakuję zakupy gdzie bądź, żeby tylko pani Beatce
nie przyszło do głowy zapytać, co dostanę, od kogo, czego się spodziewam, jak
ja się „wczułam” w rolę Mikołaja…I tak dalej i tym podobne duparele. Bo tak być
mogło.
Summa summarum udało mi się bez większych,
mniejszych usterek wyjść ze sklepu. Dopiero, gdy wpakowałam torby do bagażnika,
pomyślałam sobie: „Cholera jasna ( to już była któraś „cholera”), zupełnie nie
mogę sobie przypomnieć, kiedy z mojego życia zniknął Mikołaj. Może, gdy przestało się chcieć.
Może,
gdy dzieci dorosły.
Może, gdy wyjechały.
Może, gdy się wyprowadziły.
Może, gdy wyjechały.
Może, gdy się wyprowadziły.
Może,
gdy zniknęła magia dzieciństwa.
Może, gdy inni pomarli.
Może, gdy inni pomarli.
Może,
gdy grudzień przestał być biały.
Może,
gdy w zasięgu ręki znalazło się zbyt wiele rzeczy.
Może,
gdy z zasięgu wzroku zniknęło wiele prostych rzeczy.
Może,
gdy wszystko spowszedniało.
Może,
gdy wciąż się gdzieś gna i gna, choć nie wiadomo gdzie i dokąd.
Może,
gdy stałam się tak bardzo dorosła.
Może,
gdy stałam się tak bardzo dojrzała.
Może,
gdy na zawsze umarło we mnie dziecko.
Może,
gdy…. jestem stara…
Sama
nie wiem….
Myślę sobie tylko, parafrazując
słowa znanej piosenki: dziś prawdziwych Mikołajów już nie ma. I nie ma zimy. I nie
ma magii świąt. Wszystko spowszedniało ..
A
wy? Co na to?
http://www.tekstowo.pl/piosenka,kayah,nie_ma_nie_ma_ciebie.html
http://www.tekstowo.pl/piosenka,kayah,nie_ma_nie_ma_ciebie.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz