środa, 6 grudnia 2017

Trudno się pogodzić ze zniknięciem Świętego Mikołaja

Trudno się pogodzić ze zniknięciem Świętego Mikołaja


- A jak tam u pani Mikołaj? – zapytała mnie znajoma kasjerka z marketu, który odwiedzam  niemal codziennie. Raz dlatego, że tu najbliżej. Dwa dlatego, że najtaniej.Jakiś czas temu nauczyłam się kupować tam gdzie taniej.Policzyłam, ile tracę na zakupy produktów w ekskluzywnym sklepie, które w nieco mniej ekskluzywnych dyskontach  kosztują o niebo mniej. A kiedy okazało się, że ów „naddatek”po kilku wycieczkach jest na tyle znaczny, że mogę sobie pozwolić na „extra” waciki, chętniej korzystam z oferty rzeczonego pobliskiego marketu. (Mniejsza jednak o owe poślednie dywagacje. Rzecz ma się rozbijać o Świętego Mikołaja i pytanie pani kasjerki z pobliskiego marketu).
- Był już? Czy dopiero będzie? – spytała  pani, sprawnie skanując i przerzucając na taśmie mąki, sery, tabletki do zmywarki, pęczki zielonego i zgrzewki niegazowanej wody mineralnej. Od czasu do czasu zatrzymywała się, burcząc pod nosem, bo cholerny kod nie wchodził w skaner. Ale to tylko na moment, bo zaraz uśmiechała się, łypiąc na mnie ciekawskim wzrokiem i czekając na odpowiedź, co z tym Mikołajem.
- A Mikołaj! Rzeczywiście! Dzisiaj Mikołaj! Szósty grudnia! – zmitygowałam się. I, pakując sprawunki do reklamówki, nie odrywając przy tym wzroku od tej prostej czynności, usiłowałam ułożyć jakąś zgrabną odpowiedź. Raz – na tyle zgrabną, by nie zdemaskować się że c h o l e r a  j a s n a ! Ż a d e n   p i e p r z o n y  M i k o ł a j   u  m n i e   n i e   b y ł!. Dwa, by w oczach pani wciąż zachować twarz, bo pani, ilekroć widzi mnie  między półkami, wzdycha i mówi: „pani to na pewno jest bardzo szczęśliwa i ma pani wszystko, co dusza zapragnie. A ja? Tylko kasa, kasa, kasa…” Nigdy nie zapytałam, czy owa „kasa”, to de facto kasa, czy owa „kasa” to po prostu „cash” – takie polskie złotówki (byle dużo). Więc jąkając się nieco, mówię tonem silącym się na intrygujący:
- Hmm… – poprawiam  przy tym niesforne kosmyki włosów błąkające się przed oczami. W myślach ćwiczę teatralną kwestię pod tytułem, jak odegrać rolę kobiety spełnionej, pełnej seksapilu, pewności i, nachylając się całkiem nieznacznie w stronę pani w czarnej koszuli z wyszytym na kieszonce logo firmy, odpowiadam na to c h o l e r n e pytanie związane ze Świętym Mikołajem. Skanduję przy tym każdą głoskę:
- B ę d z i e   w i e c z o r e m,  p a n i  B e a t k o!  Wieczorem! – dodaję z naciskiem. Zaraz też szybko pakuję zakupy gdzie bądź, żeby tylko pani Beatce nie przyszło do głowy zapytać, co dostanę, od kogo, czego się spodziewam, jak ja się „wczułam” w rolę Mikołaja…I tak dalej i tym podobne duparele. Bo tak być mogło.
Summa summarum udało mi się bez większych, mniejszych usterek wyjść ze sklepu. Dopiero, gdy wpakowałam torby do bagażnika, pomyślałam sobie: „Cholera jasna ( to już była któraś „cholera”), zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, kiedy z mojego życia zniknął Mikołaj.            Może, gdy przestało się chcieć.
Może, gdy dzieci dorosły.
Może, gdy wyjechały.
Może, gdy się wyprowadziły.
Może, gdy zniknęła magia dzieciństwa.
Może, gdy inni pomarli.
Może, gdy grudzień przestał być biały.
Może, gdy w zasięgu ręki znalazło się zbyt wiele rzeczy.
Może, gdy z zasięgu wzroku zniknęło wiele prostych rzeczy.
Może, gdy wszystko spowszedniało.
Może, gdy wciąż się gdzieś gna i gna, choć nie wiadomo gdzie i dokąd.
Może, gdy stałam się tak bardzo dorosła.
Może, gdy stałam się tak bardzo dojrzała.
Może, gdy na zawsze umarło we mnie dziecko.
Może, gdy…. jestem stara…
Sama nie wiem….
Myślę sobie tylko, parafrazując słowa znanej piosenki: dziś prawdziwych Mikołajów już nie ma. I nie ma zimy. I nie ma magii świąt. Wszystko spowszedniało ..


A wy? Co na to?

http://www.tekstowo.pl/piosenka,kayah,nie_ma_nie_ma_ciebie.html



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz