poniedziałek, 4 kwietnia 2016

I chce się śpiewać za Agnieszką Osiecką: Historio, historio, cóżeś Ty za pani..., że za tobą...

I chce się śpiewać za Agnieszką Osiecką: Historio, historio, cóżeś Ty za pani..., że za tobą...


Przyrzekam sama sobie, że jak tylko skończę powieść Roma, zabiorę się za coś lekkiego. Nie zaoszczędzę na pewno na języku( ci, którzy lubią moją narrację, nie  zawiodą się), ale muszę się rozkondensować, ponapawać  luksusami,  błękitami, lazurami, poprzechadzać się południowymi, ciasnymi uliczkami, powymyślać romantyczne, liryczne historie… Muszę!!!
                Po Malowanym ptaku( który, jak się okazało dość daleki od dokumentu) zarzekałam się  jak żaba błota –żadnych  takich makabr… Brrr! Zbyt mocno uderzały we mnie, na zbyt długo pozostawały we mnie. I udawało mi się. Choć zawsze na krótko. Bo też zawsze coś się napotyczyło, co trzeba, wypada przeczytać. A bo to nagrodzone albo historycznie ważne. Albo Dziewczynka w czerwonym płaszczyku, albo Chłopiec pasiastej piżamie, albo Wielka trwoga, albo…  Przełknęłam. Bo jakże to! Nie takie łyżki dziegciu człowiek jest w stanie. Ale tak czy siak postanowiłam być bardziej baczna! Zanim kupiłam książkę czy tez obejrzałam film, obczytywałam recenzję, śledziłam, badałam. Terapeuci wszelkiej maści powiadają, że trzeba sięgnąć  dna, by sięgnąć istoty własnego problemu.   I ja się ( zdawać mogło) ubabrałam się w owej istocie i powoli wyłaniałam się  na powierzchnię. Czytałam dużo, nieco mniej oglądałam, ale staram się, choćby to co warte czasu. I jakoś udawało mi się powoli, powoli, poodcinać od historycznego piekła. Prawie ozdrowiałam. Prawie… Bo  trudna, okrutna historia zrazu delikatnie, ledwie epizodami, potem coraz bardziej i  bardziej, aż wreszcie wtoczyła się we mnie z impetem. I tak guzik z mojej deklaracji odcięcia się od historii! Guzik z pętelką!
 A tu niepostrzeżenie znów zaatakowałam sama siebie Różą, Różyczką, Pokłosiem… Idą. Żeby się dobić  wzięłam na karb epizod z Wyznaję Cabre, w całości przełknęłam Sońkę,  ostatnią propozycję Axellson  - Ja nie jestem Miriam, a jeszcze ostatnio zakupiłam Jonathana Littella Łaskawe z intencją nieodzownej lektury. Poniewieram się emocjonalnie do cna
                Ba! Jakby tego było mało! To teraz nie dość że czytam, to jeszcze sama piszę. Babram się w historii, w koegzystencji, w odszczepieniu, … eksploruję poranione przestrzenie… Podole, tam Majdan, nieludzkości i apogeum dehumanizacji.  I po co? I na co? Ano po to, by  pokazać, że człowiek nie wyskoczył sroce spod ogona, nie wyrósł wśród głąbów kapusty. Ma swoje umocowania. Konkretne. Niekiedy trudne do oceny, czasem dramatyczne. I tym to sposobem znów się  zakopałam, znów się katuję emocjonalnie, znów czytam, grzebię, weryfikuję… Widać taka moja karma.