czwartek, 24 stycznia 2013

O tym, że pewne rzeczy tkwią w człowieku tak mocno że żadna siła nie jest w stanie ich z pamięci wyrwać ( i może to szczęście wielkie jest, bo inaczej do czego można by powracać)


O tym, że pewne rzeczy tkwią w człowieku tak mocno, że żadna siła nie jest w stanie ich z pamięci wyrwać  ( i może to szczęście wielkie jest, bo inaczej do czego można by powracać)


 

            Zmęczona całym dniem, ba! wieloma dniami, które następowały po sobie nieustannie, nie dając chwili na wytchnienie, bo to właśnie koniec semestru, bo to tymczasem trzeba domknąć pilnie sprawy owego domknięcia uparcie się domagające. Tak więc resztką sił w  moim steranym życiem ciele dotarłam do domu… A tu cudny spokój. Wprawdzie mieszkanie domaga się kobiecej ręki. Pranie wyschnięte na pieprz domaga się prasowania, „koty” latają po mieszkaniu jako ów przysłowiowy Żyd po pustym sklepie, kwiaty podeschnięte nonszalancko rozrzucają swe  podbrązowiałe liście po  całej przestrzeni, ale co tam! Spokój domowego zacisza, skrytego przed wariackim światem koi moje rozregulowane zmysły. Zamykam drzwi, uciekając przed światem, przed grypą, przed mrozem i wszystkim innym. I oto na wprost mnie pojawia się Marcel przy pianinie. Drobne palce wędrują po klawiaturze, trochę trafiając w odpowiedni dźwięk, trochę błądząc, trochę szukając dźwięków… Serce we mnie rośnie (prawie jak Janowi z Czarnolasu w pieśni II Ksiąg Pierwszych). Zrzucam z siebie wierzchnie kapoty, kładę teczkę i przysiadam na poręczy sofy wsłuchując się w niezgrabną melodię płynącą z mojej ukochanej Legnicy.  W jak naprędce wywołanym filmie wracają wspomnienia sprzed niemal czterdziestu lat. Wtedy to jako dziewczynka, mikrej postury, szłam po schodach na Golgotę ( tak wtedy określało się wzgórze, na którym był Ośrodek Kultury), dźwigając na plecach Weltmeistra 120, by pod czujnym okiem ( właściwie uchem ) nauczyciel mistrza P. S  lub  W. K ćwiczyć niestrudzenie monotonne pasaże Haliny Czerny- Stefańskiej. Potem to samo przeżywałam z pianinem. Wprawki, etiudy, gamy, pasaże…

            Nigdy nie osiągnęłam poziomu zadowolenia kogokolwiek – to tak na marginesie. Ale teraz przypomniałam sobie ten czas i dumna jestem z siebie, że bez żadnego namysłu potrafię nazwać podręcznik, który podówczas był mi najczęściej wiernym kompanem. I potrafię wymienić autora ( Witold Kulpowicz). Umiem też odróżnić takt trzy czwarte od cztery czwarte i bez problemu wystukam rytm bolera. A nade wszystko nie ma takiej przyjemności na świecie, jak patrzeć na Marcela, kiedy skupiony siada do instrumentu, a jego palce głaszczą klawiaturę, przesuwając paluszkami między czarnymi i białymi klawiszami.  I gdy w jego oczach coś się zmienia…. A dom jest natchniony i inny niż wszystkie inne domy… Ja siadam przy nim na jednym hokerze… i gramy na cztery ręce… Chciałabym Chopina. A jakże! Ale spod naszych czworga rąk wychodzi trywialna melodyjka „Na zielonej łące”… Potem… Potem. Ja gram swoje sentymentalne rosyjskie ballady – Okudżawy „Francois Villon”, Wysockiego, Żanny Biczewskiej, wiśniowe sady, harmonistów, jarzębiny i … Marca Chagall, a mój syn(ek) pałętając się na klawiaturze, poszukuje swoich akordów, na swój sposób akompaniując mi… Eh życie! Samaja krasata!

Ps. Czasem wściekałam się na rodziców, że muszę uczyć się grania. Czasem klęłam w duchu na profesor K,, kiedy kazała mi tworzyć partytury na kilka instrumentów lub przez pół roku nakazywała stukać palcami o ławkę, by przygotować do gry na flecie. Czasem klęłam w duchu na pana B. kiedy próbował oczyścić moją barwę głosu, bym była świetnym altem… Cóż! Nie zostałam Krystianem Zimermanem ani Trawińską – Moroz, ale …. Przecież nie muszę….

 

środa, 9 stycznia 2013

Słyszę, jak człapie pesymizm....

Słyszę, jak człapie pesymizm....

           
Jest początek roku. Powinnam być pełna sił, wiary w lepsze,  powinnam  z werwą wszcząć realizację wszelkich planów i zamierzeń, a tu klapa! Słyszę, jak człapie pesymizm. Gdzieś podziało się moje hedonistyczne podejście  do świata, ludzi, zdarzeń, a nade wszystko do siebie, gdzieś uleciał  mój optymizm, którym chełpiłam się na prawo i lewo… Z coraz większą niechęcią, a może i swego rodzaju histerią patrzę na rok 2013. Nie umiem wyzbyć się myśli, że oto nadszedł rok, kiedy to będzie mi dane ( jeśli będzie dane) przeżywać półwiecze… Toż już lata  zamieniają się w  wieki! Kiedy moja przyjaciółka cierpiała ogromną chandrę, gdy ją pięćdziesiątka dopadła, dziwiłam się szczerze i nie bardzo wierzyłam, by ot! jakaś liczba, nagle miałaby się stać magiczna albo też by ją  – daleką  od wszelkich afektacji, egzaltacji i innych przesadni – miała doprowadzić do takiego stanu. A tu masz! Trafiło we mnie! I to już teraz!

Nagle wszystko, co było kolorowe, zszarzało, zsiniało, stało się nijakie. Toteż uciekam na moją sofę i tam, zagrzebując się pod koce, pledy, włączam TV i szukam kolorów. Baśniowe widoki Wysp Zielonego Przylądka miast koić moje rozkołysane nerwy i myśli, przywodzą na myśl niezealizowane  marzenia. Moje Cape Verde oddala się ode mnie, pozostawiając tylko nostalgiczny głos Cesarii, której też już nie ma.

Na domiar telefon nie dzwoni, umowa nie nadeszła… Za oknem… szkoda gadać… szaro, buro, siąpi, wieje… Ani śladu po zimie z białymi bałwanami i ażurowymi koronkami mrozu na szybach. Pianino zaprasza, ale spod palców wychodzą tylko kolejne rosyjskie, tęskne ballady o przemijaniu, o braku, o tęsknocie… I nawet zabawa na klawiaturze z małymi rączkami mojego Marcela, nie bawi, a może i nawet nieco drażni.

I książki piętrzą się na szafce… niechciane, porzucone. Tylko niekiedy wracam do mojego Herberta, ale i on nie umie mnie porwać… Egzystencjalna pustka, wszechogarniająca aporia… Moje niedorosłe skrzydła obkurczają się i tracą zdolność szybowania w obłokach. Moi uczniowie powiedzieliby: „masakra”. A ja…? Ja sobie myślę, że coś trzeba z tym zrobić. Przecież nie mogę się przyznać, że wierzę  w „13” i „ w czarnego kota”, „buty na stole” czy „czterolistna koniczynę”( chociaż z tą koniczyną, to dlaczego nie), więc ostatkiem sił wołam: a kysz złe mysli!, a kysz! pesymizmie! A kysz! a kysz! a kysz!  Ażeby odczynić uroki, posłucham sobie Majewskiej… http://www.youtube.com/watch?v=-lvUwzmXshI